Już majowy wzrost wskaźnika cen konsumpcyjnych (CPI) w USA o 5 proc. rok do roku zrobił na rynkach finansowych duże wrażenie. W czerwcu, jak oczekiwali przeciętnie ekonomiści, mierzona tym wskaźnikiem inflacja miała nieco zwolnić, do 4,9 proc. rok do roku. Jej przyspieszenia do 5,4 proc. nie spodziewał się nikt.
Poprzednio tak wysokiej inflacji amerykańscy konsumenci doświadczali w 2008 r. Pod pewnymi względami sytuacja jest jednak gorsza niż wtedy. Inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, wyniosła w czerwcu 4,5 proc. rok do roku, po 3,8 proc. w maju i 3 proc. w kwietniu. Po raz ostatni wyższa była w listopadzie 1991 r.
PCE uspokaja
Podobnie jak w Polsce, przyspieszenie inflacji w USA w ostatnich miesiącach to w dużej mierze konsekwencja odbicia cen surowców w porównaniu z poziomem sprzed roku. Paliwa za Atlantykiem podrożały w czerwcu o 45,1 proc. rok do roku.
Ale przyspieszenie także inflacji bazowej sugeruje, że presja na wzrost cen ma nieco szersze podstawy. Jest konsekwencją zniesienia ograniczeń aktywności ekonomicznej, co poskutkowało eksplozją popytu konsumpcyjnego w warunkach ograniczonej wciąż podaży niektórych towarów. To powoduje szybki wzrost cen m.in. odzieży, ale też wielu usług, np. hotelarskich. Najbardziej, aż o 45,2 proc. rok do roku (i 10,5 proc. w ujęciu miesiąc do miesiąca, po wyeliminowaniu wpływu czynników sezonowych), podrożały samochody używane.