Oznacza to, że w tym roku nie powstanie około 7,7 mln pojazdów. Jeszcze kilka miesięcy temu eksperci szacowali, że spadek przychodów wyniesie 110 mld dol., a produkcji – 3,9 mln aut.

Tak znaczące straty są jednak efektem tych samych problemów. Nadal największą bolączką branży pozostaje deficyt chipów, przez który marki jak Toyota decydują się na kilka tygodni wstrzymać produkcję. Hamulcem są również wysokie ceny surowców, jak stal czy żywica plastikowa. Problemy branży motoryzacyjnej widoczne są w sprzedaży już teraz. Na rynku amerykańskim zapasy salonów dilerskich są o ponad połowę niższe niż w normalnych warunkach.

Kilka miesięcy temu koncerny oraz eksperci liczyli na to, że w tym momencie sytuacja będzie stabilniejsza. – Pierwotnie zakładaliśmy, że sytuacja wróci do normalności na przełomie III i IV kw., a wolumen sprzedaży sięgnie tego sprzed pandemii w ostatnich trzech miesiącach roku. Teraz wiemy już, że tak się nie stanie – wyjaśnił Dan Hearsch, dyrektor odpowiadający za branżę samochodową w AlixPartners.

Napięta sytuacja może rozwiązać się dopiero pod koniec 2022 r. albo nawet w 2023 r. Sytuacji nie poprawiają również nowe ogniska zakażeń Covid-19 w Azji, które zmniejszają produkcję chipów, oraz rosnące koszty frachtu i tłoki w portach, przez co transport części jest mocno ograniczony.

Trzeba przyznać, że producentów aut czeka teraz sporo wyzwań. Oprócz wspomnianych problemów z komponentami, które mogą trwać nawet dwa lata, kolejne trudności generuje trend przejścia z aut spalinowych na elektryczne. Jednym z kluczowych materiałów wykorzystywanych przy tworzeniu baterii jest lit, którego globalny deficyt w 2025 r. eksperci szacują na 189 tys. ton. GSU