Narodowy Bank Czech (CNB) podwyższył w czwartek swoją główną stopę procentową o 0,75 pkt proc., do 1,5 proc. Choć było to już trzecie z rzędu posiedzenie praskiej instytucji, na którym zaostrzyła ona politykę pieniężną, proces ten nabiera wciąż rozmachu. Wrześniowa podwyżka była największa od 1997 r. Ekonomiści przeciętnie spodziewali się zmiany o 0,50 pkt proc., co i tak byłoby ruchem bardziej zdecydowanym od dwóch poprzednich.
Ciasno na rynku pracy
CNB rozpoczął zaostrzanie polityki pieniężnej w czerwcu, gdy jego główna stopa procentowa wynosiła 0,25 proc. To reakcja na nadmierną inflację. W sierpniu sięgnęła ona (mierząc wskaźnikiem CPI) najwyższego od 13 lat poziomu 4,1 proc. rocznie, po 3,4 proc. w lipcu. Tymczasem CNB ma na celu utrzymywać ją na poziomie 2 proc., tolerując odchylenia o 1 pkt proc. w każdą stronę.
Inflację w Czechach, podobnie jak w Polsce, napędzają w dużej mierze czynniki niezależne od koniunktury w gospodarce, takie jak szybki wzrost cen surowców oraz zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw. Decydenci z CNB obawiają się jednak, że inflacja utrwali się poprzez swój wpływ na oczekiwania konsumentów i przedsiębiorstw. Okoliczności zdają się sprzyjać spirali płacowo-cenowej. „Czeski bank centralny nie skupia się na przejściowych elementach w inflacji, a na bardzo ciasnym rynku pracy. Na jednego bezrobotnego w Czechach, pomimo pandemii, wciąż czeka więcej niż jeden wakat" – zauważyli ekonomiści z BNP Paribas Bank Polska.
Napięta sytuacja na rynku pracy była główną przyczyną tego, że CNB także przed pandemią podnosił stopy procentowe. W rezultacie w 2018 r. koszt kredytu w Czechach po raz pierwszy we współczesnej historii zrównał się – a następnie go przekroczył – z kosztem kredytu w Polsce. Teraz różnica między poziomem stóp procentowych nad Wełtawą i nad Wisłą jest rekordowa i prawdopodobnie będzie się nadal powiększała. Cykl podwyżek w Czechach jest bowiem daleki od zakończenia. Zdaniem Liama Peacha, ekonomisty ds. rynków wschodzących w Capital Economics, CNB nie będzie bierny w obliczu inflacji, która jeszcze w tym roku przebije prawdopodobnie 5 proc. „Sądzimy, że nasza i tak już dość jastrzębia prognoza, wedle której główna stopa procentowa w Czechach w tym cyklu dojdzie do 2,75 proc., może się okazać za niska" – napisał Peach w komentarzu. Dla porównania, przed pandemią stopa ta wynosiła 2,25 proc. i powrotu do takiego mniej więcej poziomu na koniec 2022 r. oczekiwano dotąd na rynkach. Teraz, zdaniem Peacha, trzeba się liczyć z jej wzrostem do 3 proc.