Decyzja amerykańskiego Fedu o rozpoczęciu w listopadzie tzw. taperingu, czyli ograniczania skupu aktywów, nie zmąciła optymizmu na rynkach. Nowojorskie indeksy giełdowe zaczęły czwartkową sesję od lekkich zwyżek, ale dzień wcześniej (czyli niedługo po posiedzeniu Fedu) S&P 500, Dow Jones Industrial, Nasdaq Composite i Russell 2000 zamknęły się na rekordowo wysokich poziomach. Rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich co prawda przebiła w środę wieczorem 1,6 proc., ale w czwartek po południu spadła do 1,57 proc.
Fed w żaden sposób nie zaskoczył inwestorów przygotowanych na to, że tapering jest bliski. Zwłaszcza że za zacieśnianie polityki pieniężnej biorą się kolejne banki centralne.
Elastyczne ograniczanie
O ile obecnie skup aktywów dokonywany przez Fed jest wart 120 mld USD miesięcznie, o tyle w listopadzie i w grudniu będzie on zmniejszany o 15 mld USD (z czego 10 mld USD przypadnie na zakupy obligacji rządowych, a 5 mld USD na papiery powiązane z rynkiem hipotecznym). Co będzie potem? Fed zadeklarował, że zależnie od sytuacji będzie mógł zwiększać, zmniejszać lub zawieszać tapering. Gdyby utrzymał jednak jego tempo z końcówki 2021 r., to całą operację zakończyłby latem 2021 r. Rynek kontraktów terminowych wycenia więc obecnie, że do pierwszej podwyżki stóp najprawdopodobniej dojdzie w lipcu 2022 r., a jesienią do kolejnej. Jerome Powell, szef Fedu, stwierdził jednak podczas konferencji prasowej, że zakończenie skupu obligacji nie musi oznaczać, że zaraz po nim dojdzie do podwyżek stóp.
– Cele dotyczące inflacji oraz rynku zostały już przekroczone tak, by rozpocząć tapering. Ale w przypadku podwyżek stóp procentowych nie mamy pewności, jaka jest tolerancja w obu obszarach. To zostawia dużo miejsca dla interpretacji, pozwalając rynkom na snucie swoich własnych narracji, dopóki nie pojawią się dalsze wyjaśnienia od Fedu – twierdzi Anna Stupnytska, ekonomistka Fidelity International.