Inwestorzy byli przekonani, że Bank Anglii podniesie 4 listopada swoją główną stopę procentową z rekordowo niskiego poziomu 0,1 proc. do co najmniej 0,25 proc. Na przekonanie to złożyły się wcześniejsze wypowiedzi członków władz brytyjskiego banku centralnego wyraźnie sugerujące, że taka podwyżka jest już blisko. Rynek traktował więc ją już jako niemal formalność. Co więcej, niektóre banki przed posiedzeniem Komitetu Polityki Pieniężnej przestały oferować swoje najniżej oprocentowane kredyty hipoteczne. Bank Anglii zrobił jednak inwestorom niespodziankę. Utrzymał główną stopę na dotychczasowym poziomie. Zrobił to, choć przedstawił prognozę mówiącą, że inflacja dojdzie w przyszłym roku do 5 proc. Funt zareagował na to znaczącym osłabieniem. O ile przed posiedzeniem Banku Anglii za 1 funta płacono powyżej 1,8 euro, o tyle dzień później kurs dochodził już do 1,64 euro. Ci traderzy, którzy liczyli na szybki zarobek na „niemal pewnej" podwyżce stóp, mogli się więc mocno sparzyć. Następnym razem będą ostrożniejsi, zwłaszcza że Andrew Bailey, prezes Banku Anglii, zaczął być określany mianem „niesłownego chłopaka". Taki przydomek nadano poprzedniemu prezesowi tej instytucji Markowi Carneyowi, gdyż często sugerował on inwestorom, że zrobi jedno, a w rzeczywistości robił coś odwrotnego. – Nie sądzę, by naszą pracą było sterowanie rynkami z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień – bronił się Bailey przed zarzutami o wprowadzanie w błąd inwestorów.
Na Bank Anglii padł jednak cień dużo cięższego podejrzenia: o sprzeniewierzenie się niezależności. Część inwestorów zaczęła podejrzewać, że wstrzymał się on z podwyżką stóp, gdyż byłaby ona źle widziana przez brytyjski resort finansów. „Obecnie oni tylko unikają wyzwania związanego z podwyżkami stóp. Takie pobojowisko zostawia nam tak zwany niezależny bank centralny" – napisał na Twitterze Andrew Sentence, były członek Komitetu Polityki Pieniężnej Banku Anglii.
Wpływy Whitehallu
Gdy zwykle słyszymy o braku niezależności banku centralnego, myślimy o takich przypadkach jak Turcja. Czasem dostrzegamy brak niezależności Ludowego Banku Chin. Poza Wielką Brytanią mało kto jednak podejrzewałby o brak niezależności Bank Anglii. Jest to przecież jedna z najstarszych instytucji finansowych świata, która pod wieloma względami trzyma się bardzo konserwatywnych standardów. A jednak jest ona niezależnym bankiem centralnym dopiero od 1998 r. Jak to możliwe? W latach 1694–1946 była instytucją kontrolowaną przez prywatnych akcjonariuszy. Po drugiej wojnie światowej została jednak znacjonalizowana przez laburzystowski rząd Clementa Atlee. Nie zmieniła tego nawet pani premier Margaret Thatcher. Dopiero w 1998 r. rząd Tony'ego Blaira doprowadził do przyjęcia ustawy o Banku Anglii, zapewniającej tej instytucji operacyjną niezależność. To wówczas powstał Komitet Polityki Pieniężnej mający wyłączne prawo do ustalania stóp procentowych. Wcześniej stopy te były wyznaczane przez kanclerza skarbu, czyli brytyjskiego ministra finansów.
Niezależność Banku Anglii wciąż jest jednak ograniczona. Na przykład, nie wyznacza on celu inflacyjnego. Robi to zamiast niego resort finansów. Prezes banku centralnego również jest wyznaczany przez to ministerstwo – podobnie jak wiceprezesi oraz inni członkowie Komitetu Polityki Pieniężnej. Co prawda wyznaczenie głównego ekonomisty należy formalnie do prerogatyw samego Banku Anglii, ale do dobrego tonu należy uzyskanie zgody na tę nominację od resortu finansów. Obserwator z ministerstwa uczestniczy też w posiedzeniach Komitetu Polityki Pieniężnej.
Jak na razie nie wypłynęły żadne dowody mogące wskazywać, że brytyjski resort finansów w jakikolwiek sposób naciskał na Bank Anglii, by nie podnosił on stóp. I wiele wskazuje, że naciski nie były potrzebne. Kanclerz skarbu Rishi Sunak wcześniej mówił publicznie, że wyższe stopy procentowe będą źle wpływały na finanse publiczne. Wielu członków Komitetu Polityki Pieniężnej doskonale zaś rozumie jego argumenty, gdyż wcześniej byli oni urzędnikami resortu finansów. Co prawda prezes Andrew Bailey niemal całą swoją karierę zawodową związał z Bankiem Anglii, ale jego dwaj zastępcy: Dave Ramsden i Jon Cunliffe, byli wcześniej wysokiej rangi oficjelami z tego resortu. Z Ministerstwem Finansów był związany również trzeci zastępca – Ben Broadbent. (Odnotujmy jednak, że z tej trójki Ramsden głosował za podwyżką stóp, a Broadbent po 1996 r. pracował dla prywatnych instytucji finansowych).