Na ustalenie prawdziwych okoliczności wybuchu niedawnego, krwawo stłumionego buntu społecznego w Kazachstanie trzeba będzie nam z pewnością jeszcze poczekać. Na razie mamy w tej kwestii istne kłębowisko narracji. Rosyjska i kazachska rządowa propaganda mówią o „kolorowej rewolucji" zorganizowanej przez obce służby oraz o islamskich terrorystach, którzy przylecieli demolować Ałma Atę. Wielu analityków jako przyczynę zamieszek widzi walkę między klanami będącymi u władzy. Zamieszki wybuchły bowiem w miastach związanych z „młodszymi" klanami biznesowymi, które mogły czuć się pokrzywdzone dotychczasowym podziałem wpływów gospodarczych w kraju.
Za hipotezą o walce między klanami nomenklaturowymi przemawiają choćby działania prezydenta Kasyma-Żomarta Tokajewa. Pozbawił on byłego prezydenta, „ojca narodu" Nursułtana Nazarbajewa stanowiska przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Kazachstanu. Kazał również aresztować i oskarżył o zdradę Karyma Maksymowa, byłego szefa Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego. Tokajew podczas zamieszek wyszedł z cienia byłego prezydenta i zdołał spacyfikować protesty. Zrobił to jednak za wysoką cenę – suwerenności swojego kraju. Zwrócił się bowiem o pomoc wojskową w tłumieniu buntu narodu do państw Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym: Rosji, Białorusi, Armenii oraz Kirgistanu.
Działania Tokajewa miały również poparcie Chin. Obecny kazachski prezydent spędził wcześniej wiele lat w Pekinie, m.in. jako sowiecki dyplomata. Może być więc uznany za dobrego „namiestnika" dla rosyjsko-chińskiego kondominium. Na możliwą chińską inspirację zamieszek wskazuje Guo Wengui, chiński miliarder emigrant, mający w przeszłości związki z wywiadem wojskowym ChRL. Według niego Nazarbajew przypieczętował swój los, gdy odmówił ludziom Xi Jinpinga wydania rzekomo zdeponowanych w Kazachstanie 100 ton złota należącego do prywatnej fortuny chińskiego wiceprezydenta Wanga Qishana. Nazarbajew był przyjacielem Wanga. Teoria ta brzmi fantastycznie, ale w przypadku środkowoazjatyckich dyktatur niczego nie da się z góry wykluczyć...
Gospodarka sprywatyzowana
Kazachstan przez ostatnie 30 lat mógł uchodzić za oazę spokoju w przestrzeni postsowieckiej. Przed 2022 r. jedynym znaczącym konfliktem wewnętrznym był tam krwawo stłumiony strajk pracowników przemysłu naftowego w mieście Żangaozen w 2011 r. Kazachstan był uznawany za kraj regionu, który w najbardziej udany sposób przeszedł transformację od komunizmu do kapitalizmu. Demokracji w nim oczywiście nie było. Prezydent Nursułtan Nazarbajew sprawował dyktatorskie rządy w latach 1991–2019. Wcześniej był prezydentem (1990–1991) i premierem (1984–1990) kazachskiej republiki sowieckiej. Wciąż nosi oficjalny tytuł „ełbasy", czyli „przywódca narodu". Na jego cześć została też nazwana stolica kraju – Nur-Sułtan – dawna Astana, którą za jego rządów zmieniono w metropolię pełną nowoczesnych budynków. 81-letni Nazarbajew był swoistym patriarchą politycznym w przestrzeni postsowieckiej i mógł pozwolić sobie na dosyć niezależną politykę. Nie uznawał rosyjskiej aneksji Krymu i od czasu do czasu wchodził w interesy naftowo-gazowe z zachodnimi spółkami. Miał jednak problem z tym, z czym ma wielu starzejących się dyktatorów – z sukcesją. Oficjalnie nie ma żadnego syna, jedynie trzy córki: Darigę (ur. 1964), Dinarę (ur. 1967) i Aliję (ur. 1980). „Sprawdzają się" one w biznesie. Dinara zgromadziła nawet majątek szacowany na 1,3 mld USD. Nazarbajew miał jednak świadomość, że przekazanie władzy jednej z nich zostałoby fatalnie odebrane w patriarchalnym, środkowoazjatyckim społeczeństwie. Od 2019 r. próbował więc w „cywilizowany" sposób przekazać władzę przedstawicielowi nieco młodszego pokolenia, czyli Tokajewowi. Ostatnie wydarzenia wskazują, że w ten sposób wyhodował węża na własnej piersi...