Dług sektora finansów publicznych już w 2026 roku ma przekroczyć symboliczną granicę 60 proc. PKB i pozostać powyżej co najmniej do końca 2028 r. – prognozuje rząd w nowej strategii zarządzania długiem na lata 2025–2028. Nasze zadłużenie liczone według definicji UE ma być więc wyższe niż poziom referencyjny dla członków Unii Europejskiej oraz wyższe niż limit zapisany w polskiej konstytucji.
Jakie to może mieć konsekwencje? Zgodnie z zapisami ustawy zasadniczej, gdyby dług przekroczył 60 proc. PKB, trzeba by podjąć natychmiastowe działania, by go zredukować. W praktyce oznaczałoby to budżet państwa z zerowym deficytem, czyli ostre cięcia w wydatkach i podwyżki podatków. To jednak nam nie grozi, bo kolejne rządy „zabezpieczyły” się przed taką sytuacją, wyłączając z krajowej definicji długu różne pozycje (w tym wyłączając tzw. dług pozabudżetowy, np. funduszy przy BGK). W takim zaś ujęciu zadłużenie Polski pozostanie bezpiecznie poniżej nawet progu ostrożnościowego, określonego w ustawie o finansach publicznych, wynoszącego 55 proc. PKB – przekonuje rząd w strategii.
– Za to możemy być gorzej traktowani przez instytucje unijne – ocenia Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych. Co prawda wiele krajów UE przekracza limit 60 proc. PKB i w zasadzie nic się im z tego powodu nie dzieje. Ale z drugiej strony Komisja Europejska ma łagodniejsze nastawienie (przykładowo w przypadkach nakładania procedury nadmiernego deficytu) wobec tych państw, które trzymają dług w ryzach. Teraz więc Polska może być traktowana ostrzej.
Czy dług powyżej 60 proc. PKB oznacza kryzys fiskalny? – Taka sytuacja nie musi bezpośrednio wywołać kryzysu, ale na pewno ryzyko rośnie – zaznacza Dudek. – Żółta lampka ostrzegawcza, jeśli chodzi o długoterminową stabilność finansów publicznych, pali się dla Polski już od dwóch lat, teraz może dojść kolejne zagrożenie. Międzynarodowy Fundusz Walutowy już ostrzega, że możemy wpaść w spiralę długu – zaznacza Dudek.
Jego zdaniem Polska coraz bardziej osłabia też swoją odporność na różne zewnętrzne sytuacje kryzysowe, tzw. czarne łabędzie, które wcześniej czy później z pewnością się pojawią. – Nie da się wykluczyć, że nastąpi kolejna powódź w finansach globalnych, a nasze finansowe wały powodziowe już mogą tego nie wytrzymać – mówi obrazowo Dudek.