– Wysoka inflacja i silne waluty, w których Polacy zaciągnęli kredyty, powodują, że mamy coraz mniej pieniędzy na zakupy dóbr, które nie są produktami pierwszej potrzeby – mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. – Obserwujemy już spadek sprzedaży aut, sprzętu AGD i RTV.
Pytlarczyk wylicza, że drogi frank podniesie raty kredytów hipotecznych w ciągu całego roku w sumie o 2,8 mld zł (całkowita wartość kredytów walutowych szacowana jest na ok. 170 mld zł.). O tyle więc skurczą się zasoby finansowe Polaków. Zdaniem Macieja Relugi, głównego ekonomisty BZ WBK, otwarte pozostaje pytanie, z czego rodacy postanowią zrezygnować. – Może się okazać, że o tyle zmniejszą się po prostu oszczędności – wyjaśnia ekonomista.
Z kolei Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego, dodaje, że także osoby, które mają kredyty złotowe, ponoszą wyższe koszty ich spłaty. W tym roku bowiem stopy procentowe wzrosły o 100 pkt bazowych. – Rosnąca inflacja powoduje zaś, że wielu Polaków próbuje utrzymać dotychczasowy poziom konsumpcji, ale szuka tańszych źródeł zaopatrzenia – np. nie robią zakupów w hipermarketach, ale w dyskontach – wyjaśnia ekonomista. – Wyhamowania konsumpcji nie pokazują zresztą jak na razie dane dotyczące sprzedaży detalicznej. Poza tym część gospodarstw domowych sięga po oszczędności, na co wskazują np. obniżające się depozyty w bankach.
Kurtek dodaje, że w momencie, gdy oszczędności się skończą i gospodarstwa domowe poczują się zagrożone finansowo – np. ze względu na możliwość utraty pracy – konsumpcja może istotnie wyhamować.
Pytlarczyk szacuje, że póki co wyższe raty kredytów mogą przełożyć się w na spadek dynamiki konsumpcji na poziomie 0,2 pkt proc. w kolejnych kwartałach. Efekt wysokiej inflacji szacuje na 0,6 pkt proc. Tak więc za rok dynamika konsumpcji sięgnie już tylko 3,3 proc. Ekonomista BRE Banku dodaje jednak, że w zależności o scenariusza, jaki nas czek, a spadek dynamiki może wynieść 0,4–1,2 pkt proc. – czyli za rok sięgnąć 2,9–3,7 proc.