– Nadal 14 proc. Polaków, głównie z mniejszych i średnich miast, deklaruje chęć wyjazdu za chlebem. Nie zatrzymamy ich. Nic nie wskazuje też na to, by 2,5-milionowa rzesza dotychczasowych migrantów wróciła. Ci ludzie zapuścili już korzenie w innych krajach – argumentował Tomasz Ślęzak, wiceprezes firmy Work Service, która zajmuje się pośrednictwem na rynku pracy.
Coraz liczniejszą grupę szukających szczęścia nad Wisłą stanowią Ukraińcy. Dziś pracuje u nas ok. 1 mln obywateli tego kraju. – Największymi problemami są biurokracja i papierologia – wylicza Myroslava Keryk, prezes fundacji Nasz Wybór, reprezentującej interesy Ukraińców w Polsce. Jak wskazuje, w niektórych regionach na jednolite pozwolenie na pracę i pobyt czeka się nawet rok. Barierą jest też brak wsparcia w integracji i nieznajomość języka. – Przydałoby się też wprowadzenie sektorowych zezwoleń, a nie przypisanych do każdego stanowiska – postuluje Keryk.
Stanisław Szwed, sekretarz stanu w resorcie rodziny, obiecuje ułatwienia, ale w granicach pozwalających na zachowanie bezpieczeństwa. – Nie możemy zapominać, że granica z Polską jest granicą Shengen – zauważa, wskazując na konieczność sprawdzania starających się o pracę obcokrajowców. Ale dostrzega brak rąk do pracy przy najniższej od dekad stopie bezrobocia.
– W nowej umowie cywilno-prawnej wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom pracowników sezonowych z krajów trzecich, nie tylko Ukrainy. Chcemy, by ci przebywający na pobycie krótkotrwałym łatwiej uzyskiwali pozwolenie na pracę i na pobyt stały. Ustawa o rynku pracy, która powinna wejść w życie od 2019 r., zapewni większą elastyczność urzędom pracy. Trwają też prace nad rozporządzeniem, którego celem jest ułatwienie pozyskiwania pracowników reprezentujących 173 zawody w ramach 20 branż – tłumaczy Szwed.
Przypomina, że katalog potrzebnych zawodów zmienił się znacząco. O ile wcześniej rynek chłonął mniej wykwalifikowanych pracowników np. sektora rolniczego, o tyle dziś deficyt widać w usługach i budownictwie.