Mimo całej zawieruchy związanej z cłami Trumpa i niepewnością co do polityki gospodarczej, wstępne dane FactSetu mówią o wzroście zysku na akcję (EPS) indeksu S&P 500 o ponad 11 proc. rok do roku. A przecież jeszcze niedawno obawiano się stagnacji wyników. Te pozytywne zaskoczenia przełożyły się też na drgnięcie w górę prognoz zarówno na ten, jak i przyszły rok.
O ile zatem wyniki finansowe nie okazują się, przynajmniej na razie (bo pełne efekty ceł Trumpa poznamy dopiero na przestrzeni miesięcy lub nawet kwartałów), problemem, to pytanie dotyczy raczej tego, jak długo uda się utrzymać relatywnie wysokie wyceny zysków spółek. Wskaźnik ceny do prognozowanego EPS w przypadku S&P 500 przekracza 22 i jest niemal 2 odchylenia standardowe powyżej 10-letniej średniej.
Teoretycznie obecna pora roku mogłaby jak najbardziej sprzyjać jakiejś korekcie z tych wysokich pułapów. Trwający sierpień nie wypada w statystykach jeszcze wyraźnie negatywnie, ale wrzesień to statystycznie najsłabszy miesiąc roku.
Łatwiej o potencjalnej korekcie byłoby mówić, gdyby wskaźniki nastroju jednoznacznie sygnalizowały przegrzanie. Póki co wnioski są raczej mieszane. O ile w sierpniowym sondażu Bank of America podtrzymany został sygnał sprzedaży wynikający z niskiego udziału gotówki w portfelach funduszy, to jednocześnie wskaźnik nastawienia inwestorów do amerykańskich akcji paradoksalnie dopiero odbija od dna.