Inwestorzy na warszawskiej giełdzie do handlu po świętach wrócili w bardzo dobrych nastrojach. Początek wtorkowej sesji przyniósł wyraźny wzrost notowań, który w miarę upływu czasu przybierał nawet na sile. Jak się później okazało, zapału kupującym starczyło jednak tylko do czasu.
W pierwszej połowie dnia WIG20 był po zielonej stronie rynku. Na wartości zyskiwały akcje prawie wszystkich spółek wchodzących w skład tego indeksu, a sam wskaźnik rósł wyraźnie powyżej 1 proc. To stawiało nas w gronie najmocniejszych rynków na Starym Kontynencie. Wszystko wyglądało bardzo optymistycznie, dopóki do handlu nie włączył się kapitał amerykański. Na Wall Street zawitał bowiem kolor czerwony, a to wystraszyło też byki w Warszawie. Wzrosty z pierwszej części notowań szybko wyparowały i na godzinę przed zamknięciem notowań również i u nas pojawił się kolor czerwony. Używając terminologii sportowej, można wręcz powiedzieć, że byki przegrały wygrany mecz. Co prawda WIG20 ostatecznie stracił na wartości symboliczne 0,05 proc., ale patrząc na to, jak wyglądał rynek w pierwszej części dnia, można odczuwać bardzo duży niedosyt.
Na pocieszenie pozostaje nam mocne zachowanie „drugiej linii”. mWIG40 zyskał ponad 1,1 proc. Przed spadkami uchronił się również sWIG80. Ten jednak zakończył dzień jedynie nieznacznie nad kreską.