Wzrost stopy bezrobocia do poziomu najwyższego od 1,5 roku (3,8 proc.), który jeszcze jesienią ub.r. – w punkcie kulminacyjnych strachu – zostałby zapewne powszechnie przyjęty jako sygnał recesji, obecnie został w mediach skomentowany jako... pozytywny, bo mający wynikać z powrotu większej liczby osób na rynek pracy.

Obecny tzw. konsensus rynkowy to – jak wynika z sierpniowego sondażu Bank of America wśród zarządzających funduszami – „miękkie lądowanie” gospodarki w następnych 12 miesiącach. Wpisuje się w to również obniżenie prawdopodobieństwa recesji przez Goldmana Sachsa do 15 proc.

Tymczasem, jeśli przyjrzeć się bliżej wzrostowi stopy bezrobocia do półtorarocznego maksimum, to – biorąc pod lupę okres od lat 90. – sygnał taki pojawiał się na ogół jeden miesiąc (!) przed terminem rozpoczęcia recesji, ustalonym potem ze znacznym opóźnieniem przez instytut NBER (XII 2007, III 2001, VII 1990) lub w tym samym miesiącu, co oficjalna recesja (III 2020). Sytuacja bez wątpienia wymaga bacznej obserwacji. Bieżących wskazówek poszukiwać można w cotygodniowych raportach na temat liczby wniosków o zasiłek – w ich przypadku na razie nie widzieliśmy jeszcze tak niepokojących sygnałów. Na bliskość recesji nie wskazuje na razie zachowanie rynków – S&P 500 i rentowności amerykańskich obligacji są blisko szczytów.