Najnowszy kwietniowy sondaż Bank of America wśród zarządzających funduszami na świecie przyniósł wieści na temat rekordowego pesymizmu odnośnie do koniunktury gospodarczej w kolejnych 12 miesiącach i silnych obaw przed stagflacją. Drażliwy temat recesji pojawił się jednocześnie w raportach dużych banków inwestycyjnych, takich jak Goldman Sachs i Deutsche Bank. Czyżby oznaczało to, że sprawa postępującego spowolnienia gospodarczego jest już w pełni wkalkulowana w ceny ryzykownych aktywów i można nad nią przejść do porządku dziennego?

Co do tak śmiałej tezy można mieć ciągle pewne wątpliwości. I chodzi tu nie tylko o wspomniany sondaż BofA, w którym w ślad za pikującymi oczekiwaniami gospodarczymi w ograniczonym tylko stopniu poszło deklarowane zaangażowanie w akcje, które obecnie jest raczej na neutralnym niż „niedźwiedzim" pułapie.

Nieadekwatny wydaje się również poziom wycen, szczególnie amerykańskich akcji. Prognozowany P/E (cena/zysk) w okolicy 19 jest ciągle ok. 20 proc. powyżej wieloletniej średniej. A przecież lista czynników ryzyka od maja powiększy się wg ostatnich zapisków z posiedzenia Fedu o przeprowadzane w rekordowym tempie „zacieśnianie ilościowe", czyli odwrotność QE. O okazji ciężko tu ciągle mówić, mimo że od czasu ustanowienia szczytu przez S&P 500 mija 3,5 miesiąca.