Zaczęło się od sporych spadków na giełdach azjatyckich, co stanowiło odpowiedź na fatalną sesję w USA i Europie dzień wcześniej. Na rynkach zachodnioeuropejskich było już lepiej. Przez sporą część dnia wydawało się nawet, że są możliwe ponad 1-proc. zwyżki głównych indeksów.
Inwestorzy pozytywnie reagowali m.in. na korzystne dane o poprawie koniunktury w europejskim przemyśle (choć zagregowany wskaźnik PMI?dla przemysłu i usług wzrósł trochę mniej, niż oczekiwano). Zniżki nastąpiły jednak po otwarciu rynków nowojorskich. Lekko pod kreskę spadły indeksy niemal wszystkich rynków. Na koniec zwyżki notowano tylko we Frankfurcie i Madrycie.
Na rynku nowojorskim gracze zdecydowali się na sprzedaż papierów po opublikowaniu danych o rynku wtórnym nieruchomości. Bo choć popyt na domy się zwiększył, to nieco mniej, niż oczekiwali ekonomiści. Można więc mówić o ożywieniu, ale jeszcze nie o końcu dekoniunktury na tym rynku.
Spadkom wśród największych korporacji przewodził Boeing. Jego akcje w wyniku komunikatu o przesunięciu pierwszego lotu Dreamlinera staniały o przeszło 8 proc. Na notowania spółek technologicznych zły wpływ miała zaś informacja z firmy Rambus, produkującej pamięci komputerowe, która obniżyła prognozy przychodów. Jej akcje potaniały o kilkanaście procent.
Ostatnia przecena papierów zabrała indeksowi S&P?500 ponad 5 proc. To niewielka korekta zważywszy na wcześniejszą 40-proc. zwyżkę. Dalszy los notowań zależeć będzie zapewne głównie od doniesień gospodarczych, a także wyników spółek za II?kwartał, które zaczną być publikowane już za dwa tygodnie.