Prawdę mówiąc, dziwię się, dlaczego inwestorzy co miesiąc z takim "nabożeństwem" śledzą informacje amerykańskiego Departamentu Pracy na temat zmian w poziomie zatrudnienia w pozarolniczym sektorze prywatnym.
Dynamika roczna tych danych w okresie minionych 20 lat wykazywała co prawda bardzo wysoką korelację z dynamiką PKB (0,85), ale przy opóźnieniu wynoszącym średnio aż około dwóch miesięcy. To oznacza, że czwartkowe informacje o spadku poziomu zatrudnienia w czerwcu odzwierciedlały tempo wzrostu gospodarczego w USA w kwietniu.
Biorąc pod uwagę fakt, że dynamika roczna S&P 500 wyprzedzała w tym okresie średnio dynamikę PKB o blisko cztery miesiące (sam rynek akcji jest dobrym wskaźnikiem wyprzedzającym dla gospodarki), otrzymujemy wniosek, że amerykańska giełda już w grudniu dyskontowała dane, o których otrzymaliśmy informacje wczoraj. Wczorajsza reakcja była tym bardziej bezsensowna, że już w środę w raporcie firmy ADP można było przeczytać prognozę czerwcowego spadku zatrudnienia o 473 tys. Spadek według Departamentu Pracy wyniósł prawie dokładnie tyle, bo 467 tys. Tymczasem według Bloomberga oczekiwania ekonomistów to jedynie -363 tys.
Równocześnie z tymi danymi podano - jak w każdy czwartek - znacznie bardziej interesujące (bo średnio wyprzedzające roczną dynamikę PKB o dwa miesiące) dane o liczbie nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Tu nie nastąpiły większe zmiany: spadek z 630 tys. na 614 tys. Już taka stabilizacja sugeruje, że tempo wzrostu PKB w USA w skali roku powinno zbliżać się do około -0,9 proc. już w sierpniu (wobec -2,5 proc. w I kwartale).
Na tym tle sensacyjnie wygląda środowy raport firmy Challenger, Gray & Christmas, zgodnie z którym w czerwcu amerykańskie firmy zapowiedziały zwolnienie jedynie 77,4 tys. pracowników. Jest to najmniejsza liczba od maja 2008 roku, kiedy zgodnie z raportem Challengera zapowiedziano zwolnienia 53,6 tys. pracowników, a zarazem niższy poziom zwolnień od średniej z lat 2004-2006. W szczycie boomu w 2006 roku w najlepszym miesiącu zwolniono 37,2 tys. pracowników. W apogeum paniki wśród pracodawców w styczniu tego roku zwolniono 241 tys. osób.