Z jednej strony ruch w górę zrobił spore wrażenie zwłaszcza na tle sytuacji sprzed tygodnia, która była zła i wskazywała na dalsze pogarszanie się kondycji giełd.
Z drugiej strony rynki akcji wciąż tkwią w trendach bocznych i w tej kwestii nie doszło do żadnych rozstrzygnięć.Na pewno jednak ostatnie dni wyraźnie osłabiły wymowę diagnozy dotyczącej tego, że jesteśmy w ostatniej fazie odwracania trendu wzrostowego, jaki pojawił się na wiosnę. Stawianie takich hipotez okazało się przedwczesne, co zapewne też było jedną z ważniejszych przyczyn zwyżek z ostatnich dni.
Inwestorzy od połowy maja stopniowo zwiększali ilość krótkich pozycji, czy to na rynku kontraktów terminowych, opcji, czy krótkiej sprzedaży. Nie przybrało to zjawisko nadmiernie silnej formy, ale było wyraźnie widoczne. Dopływ korzystnych wiadomości mógł spowodować, że pesymiści zaczęli uciekać z rynku. Taki "wymuszony" popyt bardzo szybko wywindował notowania.
To skłania do traktowania ostatnich zdarzeń bardziej w kategoriach gry emocji niż fundamentalnych decyzji. Inwestorzy znów zaczęli bardzo wybiórczo interpretować pojawiające się wiadomości z gospodarki i spółek. Można nawet odnieść wrażenie, że w przypadku części z nich równie dobrze mogły posłużyć jako pretekst do zniżek, a nie do zwyżek kursów.
W takich kategoriach można patrzeć na przykład na wyniki JP Morgan, Citigroup czy Bank of America, które przyniosły bardzo duże odpisy na złe długi. Zostały one zrekompensowane dochodami z bankowości inwestycyjnej.