Ich lepsze postrzeganie było zaczynem wiosennych wzrostów cen akcji, a później kształtowania się coraz silniejszego przekonania, że chińska gospodarka może stać się motorem napędowym globalnego ożywienia. Obecna realizacja zysków natomiast wskazuje, że ten impuls wyczerpał się, a dla inwestorów znaczenie zaczyna mieć co innego. Chodzi o to, czy obecne wyceny akcji są adekwatne do skali rozwoju gospodarczego w kolejnych latach. Jeszcze raz wyraźnie trzeba podkreślić, że aktualne kursy można byłoby uzasadnić tym, że w przyszłym roku pojawi się szansa na to, że gospodarki będą rosnąć w „normalnym” tempie. Na to jednak się nie zanosi, w dużym stopniu przez to, że małe są szanse na znaczne ożywienie akcji kredytowej. Dotychczas załamanie gospodarcze nie spowodowało istotnego zmniejszenia obciążeń z tego tytułu dla gospodarstw domowych. Nie do końca rozwiązane są też problemy, które wywołały obecny kryzys. Są związane z rynkiem nieruchomości (tu niepokój budzi utrzymująca się presja na ceny, jak również stan segmentu komercyjnego) i kondycją sektora bankowego (na której ciążą odpisy związane ze złymi długami przedsiębiorstw i konsumentów i której zagraża pogarszanie się sytuacji w komercyjnym sektorze nieruchomości).
Trzeba zwrócić uwagę, że miniony tydzień był pierwszym od dłuższego czasu, kiedy ostateczny bilans kontrastował z ogólną atmosferą na parkietach. Wydawało się, że optymizm nie opuszcza inwestorów, a mimo to rynek w USA nie zdołał już urosnąć, a nasza giełda zyskała symbolicznie, głównie za sprawą walorów małych i średnich spółek. Pojawiła się przy tym presja na złotego, który zaczął tracić. Do tego na rynku EUR/USD pojawiły się sygnały zapowiadające nadejście czasów mniej korzystnych dla wspólnej waluty. Notowania euro spadły poniżej przełamanego niedawno czerwcowego szczytu, a dziś kontynuują spadek do poniżej 1,41 USD. Odwrócenie średnioterminowego trendu staje się w takiej sytuacji coraz bardziej realne, a to byłaby zła wiadomość dla rynków wschodzących ze względu na presję na ceny towarów ze strony umacniającego się dolara.
Uwagę zwraca też nasilający się optymizm amerykańskich inwestorów, czego kolejnym wyrazem było osiągnięcie w minionym tygodniu przez wskaźnik Investors Intelligence najwyższego poziomu od początków 2008 r. Przypomnijmy, że wcześniej dowiedzieliśmy się, że w II połowie lipca inwestorzy znacznie ograniczyli ilość posiadanych krótkich pozycji w akcjach. To wszystko wskazuje na rosnące ryzyko wystąpienia głębokiej korekty na rynkach akcji, ale takie przypuszczenia potrzebują potwierdzenia w zachowaniu indeksów. Dla WIG stałby się nim spadek poniżej 34,7 tys. pkt. Po zniżce w przedpołudniowej części dzisiejszej sesji do tego wsparcia brakuje ok. 100 pkt. Kolejnym celem byłby wtedy czerwcowy szczyt, leżący na wysokości 32,4 tys. pkt. Jego pokonanie oznaczałoby zmianę średnioterminowego trendu na spadkowy i zapewne na nowo rozbudziłoby dyskusję na temat tego, czy zwyżki trwającego od połowy lutego były korektą w bessie, czy początkiem hossy.
Krzysztof StępieńGłówny Ekonomista Expandera