Zwyżka ogranicza się właściwie do wąskiego grona największych i częściowo także średnich spółek. Podczas gdy WIG20 podskoczył wczoraj o prawie 1 proc., to mWIG40 zyskał 0,12 proc., kojarzony zaś z małymi firmami sWIG80 spadł o 0,08 proc.Historyczne prawidłowości sugerują, że nawet jeśli zwyżka będzie nadal tak selektywna, to powinna się utrzymać w okresie świąteczno-noworocznym.
Jak wynika z naszych obliczeń, w ostatnich dziesięciu latach można było zaobserwować wyraźny efekt przełomu roku, który jest statystycznie znacznie bardziej wiarygodny niż tradycyjnie pojmowany efekt stycznia (czyli zwyżka w pierwszym miesiącu roku). Na "efekt przełomu roku" składają się dwa elementy: "efekt poświąteczny" oraz "efekt pierwszych dni stycznia".
Inwestorzy, którzy kupowali akcje na ostatniej sesji przed Bożym Narodzeniem, mieli w ostatnich dziesięciu latach "gwarancję", że WIG osiągnie wyższy poziom w okresie do ostatniego dnia roku (przy czym mowa jest nie o poziomie w końcu tego okresu, lecz w jego trakcie, czyli np. w jego połowie). Średnio zwyżka wynosiła 1,5 proc. Jeśli do tego efektu poświątecznego dodamy efekt pierwszych pięciu dni stycznia, to się okazuje, że w okresie od ostatniej sesji przed Bożym Narodzeniem do piątej sesji stycznia WIG zawsze w ostatnich dziesięciu latach notował zwyżkę. Średnio wyniosła ona 4,9 proc. (cały czas mowa o zmianach poziomu WIG w trakcie okresu, a nie w jego końcu).
Tak zdefiniowany efekt przełomu roku sugeruje, że nadchodzi okres, w którym statystycznie warto mieć akcje w portfelu, w przeciwnym razie łatwo jest zostać w tyle za rynkiem.Niezależnie od tych krótkoterminowych rozważań końcówka roku skłania do podsumowań w szerszym kontekście. W rok 2010 wkroczymy w zupełnie odmiennej niż rok temu sytuacji na rynkach i w gospodarce. Podczas gdy 2008 rok inwestorzy kończyli w fatalnych nastrojach, a ekonomiści głowili się nad tym jak długotrwała będzie katastrofa gospodarcza, to teraz zastanawiamy się nad tym, na ile trwałe jest ożywienie, którego skali (szczególnie na rynkach finansowych) mało kto się spodziewał.
Trzeba przyznać, że mijający rok jest rokiem triumfu Fedu. Agresywna polityka banku pod wodzą Bena Bernanke (spadek stóp procentowych praktycznie do minimum i zwiększanie podaży pieniądza poprzez de facto drukowanie "świeżej gotówki") przerwały spiralę deflacyjną, która groziła długotrwałym kryzysem. Triumf Fedu polega także na tym, że na razie w niewielkim stopniu widać efekty uboczne takiej agresywnej polityki. Inflacja w realnej gospodarce pozostaje pod kontrolą.Nie oznacza to jeszcze, że tak samo będzie w przyszłym roku, w którym inflacja może stać się tematem numer jeden.