T en rok zdążył się zapisać na kartach historii jako jeden z najbardziej udanych dla inwestorów. Indeks WIG podskoczył do tej pory od końca 2008 r. o około 45 proc. Posiadaczom akcji przypomniały się najlepsze lata poprzedniej hossy (2003 i 2006) czy też rok 1999, czyli okres tzw. hossy internetowej.
Jeśli zaś pod uwagę wziąć dystans, jaki WIG pokonał od tegorocznego dołka (z lutego) do tegorocznego szczytu, to z wynikiem ponad 90 proc. mijający rok nie ma sobie równych od 15 lat. Niewątpliwie więc trend wzrostowy, z którym mieliśmy do czynienia w ostatnich dziesięciu miesiącach, należy do najsilniejszych w całej historii GPW. To samo można zresztą powiedzieć o giełdach światowych. Przykładowo amerykański indeks S&P 500, który przykuwa uwagę inwestorów na całym świecie, od tegorocznego dołka do szczytu urósł o 65 proc. Pod tym względem lepszy w całej historii indeksu był jedynie rok 1933.
[srodtytul]Im głębszy kryzys, tym większe odreagowanie[/srodtytul]
Podobieństwo mijającego roku do początku lat 30. XX wieku jest nieprzypadkowe. Podobnie jak w 1933 r., w tym roku inwestorzy są świadkami gwałtownego odreagowania na rynkach finansowych po kryzysie o bezprecedensowej skali. Pod wieloma względami załamanie gospodarcze, do jakiego doszło w końcu 2008 r. i na początku br., było największe od Wielkiej Depresji z początku lat 30. Chociaż polska gospodarka miała szczęście w stosunkowo łagodny sposób przejść kryzys, to i tak w kulminacyjnym jego punkcie dane makro były najgorsze od lat (przykładowo w styczniu br. produkcja przemysłowa była o 15,3 proc. mniejsza niż rok wcześniej).
To, co zaskoczyło zapewne większość inwestorów i analityków, to fakt, że kryzys, choć głęboki (zwłaszcza w rozwiniętych gospodarkach), był jednak krótkotrwały. Z czasem z upadku zaczęły się podnosić gospodarki, a wcześniej niezwykły rajd w górę rozpoczęły rynki finansowe i część surowcowych (zwłaszcza tych, na których dużą rolę odgrywa kapitał spekulacyjny). Dyskontowanie ożywienia gospodarczego potężnie odbiło się też na rynkach walutowych. Wzrostowi kursów akcji na świecie towarzyszyło systematyczne osłabianie dolara. Po pierwsze dlatego, że inwestorzy nabrali apetytu na bardziej ryzykowne instrumenty, przenosząc pieniądze m.in. na rynki wschodzące.