Także początek notowań na rynkach nowojorskich nie przyniósł zbyt wielkich emocji.Oznacza to utrzymanie status quo, czyli wysokiego poziomu indeksów, które na wielu rynkach znalazły się w ostatnich dniach najwyżej od 12-14 miesięcy.
Wczoraj atakowi na nowe szczyty w Europie Zachodniej mogło sprzyjać korzystne zamknięcie na parkietach azjatyckich (giełda w Japonii rosła już trzeci dzień z rzędu) oraz dobre dane makro, zwłaszcza odczyt indeksu PMI?dla strefy euro, wskazujący na najszybszy od ponad dwóch lat rozwój sektorów usług i przemysłowego w grudniu. Inwestorom to jednak nie wystarczyło. Indeksy część sesji spędziły na minusie, a jeśli rosły, to o góra 0,5 procent. Na koniec zmiany były kosmetyczne. Handel ograniczyło święto Trzech Króli - część giełd, m.in. wiedeńska i ateńska, w ogóle nie pracowało, na innych obroty zaś spadły.
Problemem zresztą, także giełd amerykańskich, jest to, że indeksy od marca zeszłego roku urosły już tam o kilkadziesiąt procent i teraz każdy kolejny ich zryw w górę musi mieć naprawdę dobre uzasadnienie. Oczekiwania poprawy koniunktury w gospodarce w dużej mierze zostały już bowiem wkalkulowane w ceny papierów. Zdaniem analityków, całkiem możliwa jest obecnie korekta, a w najlepszym wypadku ceny akcji mogą wzrosnąć o kilka procent.
Z tego powodu także w USA, mimo korzystnego odczytu indeksu ISM (odpowiednik PMI) dla sektora usługowego, nie było wczoraj widać zbyt wielu chętnych do zakupów akcji. Przed 18. naszego czasu główne indeksy rosły tam po niespełna 0,2 proc. Sytuację na tamtym parkiecie nieco skomplikował raport firmy ADP wskazujący, że zatrudnienie w USA wciąż spada.
Dużo większe zmiany niż na rynku akcji obserwowano wczoraj na rynku surowców. Większość z nich drożała, a część, w tym ropa i miedź, osiągnęła ceny nienotowane od kilkunastu miesięcy.Wśród 19 surowców z indeksu CRB?Futures taniały wczoraj tylko kukurydza, soja, żywiec i kakao. Większości pozostałych sprzyjał zaś spadek kursu dolara.