Na koniec notowań w Europie straty indeksów były jednak nieznaczne, a niektóre nawet wzrosły.
Inwestorzy źle przyjęli wieści z Chin, gdzie bank centralny podwyższył oprocentowanie na aukcji bonów skarbowych. Jest to element zacieśniania polityki pieniężnej (oficjalne stopy depozytowa i kredytowa prawdopodobnie też niedługo wzrosną), mogący złagodzić potencjalne napięcia inflacyjne, ale i przyhamować rozpędzającą się na nowo chińską gospodarkę.
Dla ekonomii światowej nie jest to więc najlepszy sygnał. W efekcie spadły wczoraj ceny akcji w Azji, a potem zaczęły spadać także w Europie Zachodniej. Słabiej na tle innych rynków zachowywała się giełda niemiecka, gdzie dodatkowym negatywnym czynnikiem były kiepskie krajowe dane o sprzedaży detalicznej. W pewnej chwili indeks DAX tracił 1,2 proc.Spadek cen papierów nastąpił także w pierwszej pół godzinie handlu na giełdach amerykańskich - indeksy znalazły się o około 0,5 proc. pod kreską.
Okazało się jednak, że w Nowym Jorku dość szybko głos odzyskali kupujący. Sprzyjały temu w miarę korzystne dane z rynku pracy - w zeszłym tygodniu liczba nowych bezrobotnych w USA wprawdzie wzrosła, ale mniej, niż oczekiwali ekonomiści. Dane te dobrze rokują przed dzisiejszym raportem o zatrudnieniu. W rezultacie nowojorskie indeksy wróciły w pobliże poziomów z poprzedniego zamknięcia. Straty zredukowała też większość giełd w Europie, a na przykład Paryż i Mediolan skończyły nawet dzień na plusie.
Fakt, że byki nie odpuszczają, na pewno jest pocieszający, choć w komentarzach analityków wzmianki o korekcie pojawiają się ostatnio coraz częściej.