Po optymistycznym początku roku można byłoby sądzić, że notowania mogą jedynie rosnąć. Tak naprawdę jednak WIG dopiero symbolicznie pokonał ubiegłoroczny szczyt. Do tego odbyło się to przy ograniczonej aktywności inwestorów, a niedługo potem indeks się cofnął. Takie zachowanie jest zresztą charakterystyczne dla ostatnich miesięcy i potwierdza, że w średnim terminie dominuje raczej trend boczny niż zwyżkowy.
W takich warunkach kluczowe staje się rozstrzygnięcie, czy ponad czteromiesięczny trend horyzontalny jest jedynie naturalnym odreagowaniem po forsownych zwyżkach z II kwartału i wakacji 2009 r., czy jednak oznacza wyczerpywanie się potencjału zwyżkowego.Coraz więcej wskazuje na ten drugi wariant i raczej zachęca do pozbywania się akcji podczas zwyżek niż ich dokupowania. Odczyty części wskaźników gospodarczych, zwłaszcza wyprzedzających, stają się na tyle wysokie (w dużym stopniu z uwagi na efekt niskiej bazy porównawczej), że naturalne jest oczekiwanie na ich schładzanie się w kolejnych miesiącach.
Taka sytuacja miałaby szczególny wymiar w państwach, które w dalszym ciągu pozostają w recesji (chodzi głównie o dojrzałe gospodarki, gdzie PKB w skali rocznej w wielu przypadkach wciąż maleje). Tworzyłoby to warunki do nasilenia się dyskusji na temat efektów dotychczasowych działań stymulacyjnych oraz niewielkich szans na odbicie koniunktury gospodarczej w stylu "V", na który liczą rynki finansowe. To, jak poradziłyby sobie one w trudniejszym otoczeniu, niż to, z jakim mieliśmy do czynienia przez minione miesiące, pozwalałoby z większym prawdopodobieństwem zweryfikować tezę o rozpoczęciu na giełdach długofalowej hossy.
Tymczasem w najbliższych dniach inwestorzy zaczną dostawać kolejne potwierdzenia wychodzenia gospodarek i spółek na prostą, jakimi będą zapewne wyniki amerykańskich przedsiębiorstw za trzy ostatnie miesiące minionego roku. Da tu o sobie znać efekt niskiej bazy porównawczej i w skali roku dojdzie do znaczącej poprawy zysków (głównie za sprawą sektora finansowego). Inwestorzy mogą jednak tym razem dużo bardziej wnikliwie analizować rezultaty firm. Zwracać uwagę nie tylko na zarobek, ale i sprzedaż, przywiązywać szczególną wagę do zapowiedzi na 2010 r.
Aby uzasadnić dzisiejsze wyceny, spółki będą musiały przedstawiać przyszłość w różowych barwach. Jednak w kontekście tegorocznych zagrożeń, związanych głównie z niepewnością konsekwencji odchodzenia od pakietów stymulacyjnych i absorbowania konsekwencji ich wdrażania w 2009 r., windowanie oczekiwań na dłuższą metę byłoby dla giełd bardzo ryzykownym rozwiązaniem.