Próbując przewidzieć dynamikę wydarzeń, można odwoływać się do precedensów z przeszłości. Dobrej analogii dostarcza np. kryzys Europejskiego Systemu Walutowego, który rozpoczął się we wrześniu 1992 r. wraz z wypadnięciem brytyjskiego funta z węża walutowego ERM. Wtedy kurs GBP/USD skończył spadać po pięciu miesiącach od szczytu (-29 proc.), schodząc do poziomu sześcioletniego minimum.
Podczas obecnego kryzysu kurs EUR/USD spada już pół roku i kilka dni temu, schodząc poniżej dołów z lat 2008-2009 znalazł się na czteroletnich minimach. Powtórzenie przez euro ścieżki funta brytyjskiego sprzed 18 lat spowodowałoby znalezienie dołka przez EUR/USD dopiero poniżej minimów z 2005 roku (1,16). Inną analogią do kryzysu strefy euro może być kryzys azjatycki z lat 1997-1998.
To porównanie jest o tyle adekwatne, że podobnie jak obecne problemy w Europie kryzys w Azji Południowo-Wschodniej został spowodowany nagromadzeniem się ryzyka w sztuczny sposób ukrytego przez wprowadzenie stałych kursów walutowych. Podczas kryzysu azjatyckiego dewaluacja trwała również mniej więcej pół roku. Gdyby za wzorzec dla EUR/USD wziąć kurs tajlandzkiego bahta względem dolara, to otrzymalibyśmy prognozę dołka na euro około 21 czerwca. Jeszcze innym wzorcem dla euro może być panika dotycząca złotego z okresu lipiec 2008-luty 2009. Ta analogia sugeruje okres około 24 czerwca jako orientacyjny termin końca wyprzedaży euro.
Koniec paniki dotyczącej złotego w lutym 2009 r. został wyznaczony przez interwencję MF na krajowym rynku walutowym. Ówczesny timing ministerstwa można uznać za perfekcyjny. Również NBP idealnie trafił z interwencją w kwietniu tego roku. Te dwa zaskakująco dobrze wymierzone strzały naszych władz finansowych sugerują, że na ewentualną interwencję w obronie złotego - jeśli takowa w najbliższej przyszłości nastąpi - należy zwrócić baczną uwagę.
Uważam jednak, że dla zmiany spadkowego trendu kursu euro kluczowa okaże się dopiero interwencja Fedu. Można sądzić, że amerykańskie władze nie są zainteresowane nadmierną aprecjacją dolara. Nie tylko ogranicza ona konkurencyjność amerykańskiego przemysłu, ale również działa deflacyjnie. Jak wiadomo, Fed ma nieograniczoną zdolność do kreacji dolarów, więc ewentualna informacja, że bank rozpoczął skup euro, zniechęci spekulantów agresywnie atakujących. Jak się wydaje, koniec I półrocza byłby dobrym terminem dla takiej interwencji.