Bo jak wytłumaczyć mocne zniżki po tym, jak zakazano w Niemczech krótkiej sprzedaży części instrumentów finansowych?
Rzecz w tym, że w czasie zwyżek trwających od połowy lutego do połowy kwietnia inwestorzy założyli błędny scenariusz, według którego kolejne miesiące przyniosą dalszą poprawę koniunktury gospodarczej na świecie. Przyjęli jednocześnie, że problemy fiskalne nie wpłyną negatywnie na tempo ożywienia ekonomicznego. Tymczasem teraz tracą w taki obrót spraw wiarę. Cięcia budżetowe będą musiały się przecież odbić na tempie rozwoju gospodarczego.
Oddziaływanie na wyobraźnię problemów fiskalnych zwiększa fakt, że wchodzimy w okres, kiedy o dalsze przyspieszanie gospodarcze będzie coraz trudniej. Pierwszymi symptomami tego jest majowe badanie koniunktury w naszym kraju, które przyniosło mniej korzystne odczyty wskaźników niż w kwietniu. Taki sam wydźwięk ma pogorszenie majowych PMI dla przemysłu, a także sektora usług w Niemczech.
Alarmistycznie wyglądał też spadek zainteresowania kredytami hipotecznymi w USA na kupno domów w minionym tygodniu, co przełożyło się na najgorszy wynik w tym względzie od 1997 r. Widać więc, że wraz z wygaśnięciem z końcem kwietnia programu zachęcającego do kupowania mieszkań mamy kolejny regres. Osłabienie tempa ożywienia koniunktury może dodatkowo wyolbrzymić znaczenie kłopotów fiskalnych.
Naturalną konsekwencją takiego rozumowania jest zejście indeksów do lutowych dołków. W wielu przypadkach jesteśmy już bardzo blisko tego wydarzenia. W przypadku naszego WIG20 do tego punktu brakuje około 100 pkt, a WIG - ok. 2 tys. pkt. Natomiast Amerykański S&P 500 zbliżył się do niego na początku piątkowej sesji. Z bliskością tego silnego wsparcia na parkiecie w USA można wiązać siłę warszawskiej giełdy na ostatniej sesji tygodnia.