Przy braku istotnych danych makro oraz w oczekiwaniu na powrót do gry po długim weekendzie inwestorów amerykańskich, indeksy giełdy europejskich przez cały dzień traciły na wartości. Jedyne dane jakie dotarły dziś na rynki rozczarowały. Jak podało niemieckie Ministerstwo Gospodarki w tamtejszym przemyśle złożono w lipcu o 2,2 proc. mniej zamówień, podczas gdy średnia oczekiwań analityków mówiła o 0,5 proc. wzroście tego wskaźnika. Jutro poznamy dane o produkcji przemysłowej u naszego zachodniego sąsiada. Oczekuje się, że w lipcu produkcja wzrosła o 1 proc. (licząc miesiąc do miesiąca) po spadku o 0,6 proc. w czerwcu.
Analitycy zwracają uwagę, że obok tej informacji na gorsze nastroje inwestorów wpływ mają powracające obawy o kondycję banków. Już w poniedziałek pojawiła się wiadomość, że 10 największych niemieckich banków, po wprowadzeniu nowych wymogów może potrzebować ponad 100 mld euro kapitału. Dodatkowo, jak spekuluje prasa, przeprowadzone w europejskich bankach stress testy mogły nie doszacować ryzykownych obligacji w portfelach.
W USA giełdowy dzień zaczął się od spadków, które po około godzinie handlu sięgały 1 proc. To pchnęło indeksy w Europie o kilka punktów w dół. Ale dzisiejsze spadki trudno nazwać wyprzedażą, zwłaszcza biorąc pod uwagę niewielki poziom obrotów. Raczej wynikały one z wstrzymania popytu. To z kolei może sugerować, że inwestorzy mają wielką ochotę na zaatakowanie lokalnych szczytów wyznaczonych na początku sierpnia. W przypadku akcji europejskich brakuje już do nich trochę ponad 1 proc. Rynkom amerykańskim do tych poziomów brakuje około 3 proc.
Jeśli dane z gospodarki będą przynajmniej zgodne z oczekiwaniami ewentualny atak na szczyty może się udać.
Mniej więcej taki sam dystans od szczytu dzieli też rodzimy indeks WIG20. Wprawdzie dzisiaj nastroje nie były najlepsze i po pięciu sesjach wzrostów, kupujący odpuścili, to wydaje się, że poziomy z sierpnia są w zasięgu.