Niewątpliwie wyjątkowo wesołe miny mieli dziś się inwestorzy we Frankfurcie i na Wall Street. Dlaczego akurat tam? Otóż w Niemczech DAX po raz pierwszy w trakcie obecnej hossy przebił dziś poziom 7 tys. punktów. W Nowym Jorku zaś indeks Standard & Poor’s 500 przekroczył dziś listopadowy szczyt i znów jest najwyżej od przeszło dwóch lat. Ale akcje drożały praktycznie wszędzie bez wyjątku. W Paryżu CAC-40 zwyżkował nawet blisko o 2 proc. Zwyżki o około 1 proc. obserwowano m.in. w Londynie, Mediolanie i Zurychu. We wspomnianym Frankfurcie DAX rósł niedługo przed końcem sesji o 0,9 proc., a główne indeksy w USA zyskiwały po 0,6 proc.

Inwestorzy chętnie kupowali dziś akcje przede wszystkim dzięki Barackowi Obamie. Amerykański prezydent zgodził się wczoraj przedłużyć ulgi w podatkach od osób fizycznych, które wprowadzono jeszcze za rządów Busha. Wprawdzie są one bardzo kosztowne dla państwowych finansów i odsuną w czasie ich konsolidację, jednak oznaczają dodatkowy bodziec dla amerykańskiej gospodarki. Rosną zatem szanse na jej przyzwoity wzrost w przyszłym roku, bo będzie mieć teraz już nie jeden, a dwa dopalacze – ten pierwszy to oczywiście ilościowe luzowanie polityki pieniężnej przez Fed.

Jednocześnie inwestorzy, zwłaszcza w Europie, wciąż oczekują na załagodzenie kryzysu wokół krajów PIGS. Ma się to stać wraz z zatwierdzeniem przez Unię Europejską pomocy dla Irlandii. Dzisiaj parlament Zielonej Wyspy miał głosować nad przyszłorocznym budżetem, jednak nastąpi to już po zamknięciu rynków na Starym Kontynencie.

Szczególnie chętnie kupowano dziś papiery spółek finansowych, do czego przyczyniła się m.in. wieść o wyjściu rządu USA z akcjonariatu Citigroup (akcje giganta zdrożały o 2,7 proc.), a także surowcowych. W tym drugi wypadku wpływ miały szalone zwyżki cen głównych surowców, w tym miedzi, która po raz pierwszy w historii kosztowała dziś ponad 9 tys. USD za tonę.