O tym jaki był ten styl, najlepiej świadczy fakt, że gdyby nie końcówka notowań, o całej sesji można by powiedzieć tylko tyle, że była tak samo nudna, jak w kilku poprzednich dniach.

Niemal do ostatniej chwili WIG20 był na niewielkim minusie. Tak jak to nieraz już bywało, w końcówce notowań pojawił się jednak popyt, który wywindował indeks dużych spółek na plus.

Dzięki temu zostało ustanowione nowe maksimum hossy – 2774,61 pkt. O entuzjastycznym biciu rekordów trudno jednak mówić przy zwyżce indeksu o 0,17 proc. Ponadto biorąc pod uwagę kursy w ciągu dnia (a nie tylko zamknięcia), WIG20 nadal przebywa w tym samym przedziale, w jakim tkwił już w poprzednich pięciu dniach.

W trakcie dnia inwestorów nie zdołały rozruszać nawet w miarę dobre dane makro. Na plus zaskoczył odczyt indeksu nastrojów niemieckiego instytutu ZEW, a także sprzedaż detaliczna w USA (+0,8 proc. miesiąc do miesiąca) przy jednoczesnym braku presji inflacyjnej (wskaźnik PPI wyniósł 3,5 proc. w skali roku, podczas gdy oczekiwano 3,6 proc.). W naszym kraju z kolei nieco niższa od prognoz okazała się inflacja CPI (2,7 proc. w skali roku), co jest argumentem przeciwko szybkim podwyżkom stóp procentowych.

Wszystko to jednak nie wyrwało rynku z marazmu. Pytanie czy to już oznaka zbliżającego się okresu świątecznego, czy może raczej wyczekiwanie na dzisiejszą wieczorną decyzję Fed w sprawie polityki pieniężnej. Czy amerykańskie władze monetarne dadzą nowe wskazówki odnośnie czasu trwania i skali programu luzowania ilościowego? Polscy inwestorzy będą mieli okazję zareagować na najnowsze doniesienia dopiero jutro.