Teoretycznie, gdy inwestorzy akceptują wyższe ryzyko, kapitał powinien płynąć na giełdy o najlepszych perspektywach, a biorąc pod uwagę oczekiwane tempo wzrostu PKB, znacznie większy potencjał mają Emerging Markets.

Wygląda jednak na to, że szeroko rozumiany rynek selektywnie stosuje podejście „risk on" i kieruje się tam, gdzie zwyżki cen mają solidne fundamenty w teraźniejszości. Przykładem może być giełda turecka, która od początku roku zyskała już 16 proc., a od początku kwietnia 9 proc. To wynik lepszy od osiągniętego przez S&P500, zwłaszcza jeśli przyjrzymy się ostatnim tygodniom. Inaczej wygląda sytuacja w Polsce, której gospodarka wciąż szuka dna, czy Rosji – rynku, który z taniego, jeśli popatrzymy na wskaźnik P/E, staje się bardzo tanim; indeks RTS stracił od początku roku 5,5 proc., a jego P/E  zbliżyło się do 5. Globalni inwestorzy biorą także pod uwagę niezłe wyniki spółek, zarówno w Europie, jak i USA. Co prawda dynamiki wzrostu zysku na akcję są niższe niż przed rokiem, jednak lepsze od oczekiwań.

Od początku roku kontynuowany jest trend poprawy sentymentu w stosunku do zysków spółek w wymiarze globalnym. Dekompozycja wskazuje jednak, iż motorem napędowym poprawy nastrojów jest Japonia. To oczywisty skutek nowego etapu w polityce gospodarczej i zalania rynków finansowych dodatkową płynnością.