Część inwestorów uważa, że wzrost cen akcji na warszawskiej giełdzie właśnie dobiega końca. Inni sądzą, że jest jeszcze spory potencjał do wzrostu. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy. Postaram się wyjaśnić dlaczego.
Po pierwsze dopiero wchodzimy w okres szybszego wzrostu gospodarczego. Wstępny szacunek PKB za III kwartał pokazał dynamikę 1,9 proc. rok do roku w porównaniu z oczekiwaniami na poziomie 1,6 proc. Tempo wzrostu polskiej gospodarki może dojść w pobliże 5 proc. w horyzoncie kilku kwartałów. Nie wdając się w rozważania o naturze tych zależności, wzrost gospodarczy z reguły przekłada się na wzrost zysków przedsiębiorstw. Wyższe EPS (zyski na akcję) oznaczają wyższe wyceny.
Tu przechodzimy do drugiego argumentu. Niskie stopy procentowe pozostaną z nami jeszcze jakiś czas. Spadek rocznej stopy inflacji w październiku do 0,8 proc. oddala w czasie wejście w cykl zacieśniania polityki monetarnej. Niższe stopy procentowe to nie tylko niższe koszty finansowe przedsiębiorstw, ale także niższe czynniki dyskontowe używane w modelach wyceny. Łagodne nastawienie RPP będzie możliwe także dzięki dyscyplinie budżetowej rządu.
Trzeci z kolei argument „za" związany jest z polityką gospodarczą, ale także i tą bez żadnych przymiotników. Wchodzimy w nową unijną perspektywę finansową 2014–2020, która zapewni nam potężny zastrzyk funduszy, a rząd, dzięki ograniczeniu innych wydatków, będzie miał większe pole manewru w stymulowaniu gospodarki, choćby poprzez Polskie Inwestycje Rozwojowe. Nie można też zignorować kalendarza wyborczego – wybory parlamentarne w 2015 r. już stanowią solidną motywację do podsuwania gospodarce dopalaczy. Co prawda dopalacze koniec końców mogą zaszkodzić – i szkoda, że rząd nie wypełnił wielu obietnic w zakresie uproszczenia otoczenia prawnego – ale przez najbliższe dwa lata efekty będą pozytywne.
Nie do końca natomiast podzielam dość powszechne obawy o druzgocący wpływ końca QE. Na razie bowiem mówimy dopiero o węższym strumieniu zasilającym rynki finansowe, nie zaś o jego powstrzymaniu. Nawet zresztą w tym wypadku pieniądze wpompowane w rynki nie znikną. Warto pamiętać także, że mniej więcej połowa środków z QE3 nie opuściła jak do tej pory rachunków w bankach Rezerwy Federalnej. „Tapering" nie oznacza końca świata.