Co interesujące, właśnie ta słaba sesja stanowiła punkt zwrotny, po którym w trzech krokach główny warszawski indeks wspiął się ponad październikowe maksima i jednocześnie po raz pierwszy od stycznia sforsował okrągły poziom 2600 pkt.
Widać było wyraźnie, że odrobina zwątpienia i słabszych nastrojów doprowadziła do efektów odmiennych od spodziewanych. Rynek już bowiem ma to do siebie, że wspina się po ścianie strachu, i wszelkie wątpliwości, jeżeli oczywiście nie są poważnej natury, niespecjalnie mu szkodzą, a mogą być nawet wsparciem. W tym kontekście martwić nieco może coraz silniej obserwowana jednomyślność, nie tylko co do kierunku przyszłych zmian, ale również ich przyczyn. Nie od dziś bowiem wiadomo, że kiedy wszyscy eksperci i wszystkie prognozy zgadzają się ze sobą, to prawdopodobieństwo, że zdarzy się coś zupełnie innego, jest duże.
Warto w tym miejscu cofnąć się o około rok, kiedy nowo publikowane prognozy dla polskiej gospodarki były minorowe, a ich tematem przewodnim były rewizje w dół. Teraz obserwujemy zgoła odmienne zjawisko i oczekiwany kierunek zmian. Owszem, wydaje się, że kolejne miesiące stać powinny pod znakiem poprawy wskaźników, problem jednak w tym, że wiele z tych informacji jest już zawartych w cenach akcji. Tym samym hossa trwa w najlepsze i każdy już ją dostrzega. Ponadto większości wydaje się, że wzrosty zaczęły się całkiem niedawno, co jednak nie jest prawdą, gdyż zwyżki tak ostatnio chwalonych małych spółek trwają już półtora roku i w początkowym stadium z pewnością nie są. Na szczęście większe napływy do funduszy to stosunkowo młode zjawisko i jeszcze nie na tyle rozwinięte, by na rynkowym radarze zapaliła się czerwona lampka.
Z pewnością jednak kontrarianin może czuć się mniej komfortowo z dużą pozycją w akcjach, szczególnie w segmencie najmniejszych podmiotów, które wciąż typowane są na przyszłego lidera. Z drugiej jednak strony moment w cyklu koniunkturalnym nadal powinien wspierać wzrost wartości akcji. Odpowiedzią na powyższe bolączki może być postawienie na ten segment rynku, co do którego oczekiwania nie są specjalnie wygórowane. Oznaczałoby to, że najbliższy okres pomyślniejszy może być dla większych spółek, i gdyby tak się stało, to tradycji stałoby się zadość, gdyż dzisiejsze oczekiwania dominacji małych spółek by się nie sprawdziły.