Obecnie trzeba wykazać się sporym samozaparciem, żeby nie popaść w nadmierny optymizm, gdy indeksy w USA zbliżają się na wyciągnięcie ręki do wiosennych szczytów. Najsilniejszy obecnie indeks świata, reprezentujący nowe technologie, Nasdaq100 już praktycznie dokonał tej sztuki, brakuje mu zaledwie 2 procent, żeby znaleźć się na najwyższym poziomie od dekady. Jak na bessę i recesję, która zgodnie z powszechnym przekonaniem rozlewa się właśnie po całym świecie, siła tego, dość cyklicznego sektora gospodarki, wskazuje albo na zaślepienie rynku akcji, albo na zbyt pesymistyczne nastroje dotyczące perspektyw gospodarczych. Osobiście jestem zwolennikiem tej drugiej możliwości, która definiuje sierpniowo-wrześniową przecenę jako szybki krach, który podobnie jak w 1987 roku nie jest dyskontowaniem ekonomicznej zapaści. Jednak tempo obecnych zwyżek, w szczególności w Stanach, jest moim zdaniem trochę za szybkie. Dojście przez główne indeksy do poziomu 200-sesyjnych średnich, które trzy miesiące temu zostały w dość dramatyczny sposób przebite od góry, nie musi oznaczać jeszcze końca rynkowej zmienności. Stawiając na scenariusz krachu, mogę uznać, że indeksy osiągnęły dołki kilka tygodni temu, jednak założenie, że w ciągu kilku kolejnych tygodni indeksy wyjdą na nowe szczyty, nawet w USA, wybiega poza zasięg mojej wyobraźni. Dodatkowo, historia kilku ostatnich rynków niedźwiedzia pokazuje, że odreagowanie po pierwszej fali spadków jest rzeczą normalną, jednak za każdym razem to właśnie 200-sesyjna średnia stanowiła poziom, który kończył marzenia o trendzie wzrostowym. Natomiast w scenariuszu krachu, po ustanowieniu dołka, dochodzenie do poprzednich szczytów zabierało rynkom akcji wiele miesięcy. Dlatego, respektując siłę i znaczenie ostatnich zwyżek, które kwestionują nadejście długotrwałego rynku niedźwiedzia, w dalszym ciągu uważam, że listopad może być mniej udany dla inwestorów niż mijający właśnie październik. W moim scenariuszu oznacza to kolejną próbę przetestowania wiary i cierpliwości inwestorów, do której powinno dojść w ciągu kilku najbliższych tygodni. W przypadku WIG20 może to przyjąć postać 10-proc. spadku, który rozpocznie się tuż po tym, jak indeks podejmie nieudaną próbę dojścia do poziomu z ostatniej wakacyjnej sesji, czyli 2450 pkt. Korekta ta może stanowić prawe ramię odwróconej formacji głowy z ramionami. W takim wariancie to nie obecna fala wzrostowa, ale dopiero kolejne zwyżki w ostatnich tygodniach roku powinny pokazać siłę rynku, a WIG20 zbliży się do 200-sesyjnej średniej biegnącej w okolicach 2600 pkt. Biorąc to pod uwagę, z otwieraniem przysłowiowego szampana poczekałbym na właściwy ku temu moment, czyli noworoczny bal.

Jarosław  Niedzielewski