Całą środową sesję inwestorzy spędzili na nasłuchiwaniu doniesień z Brukseli, gdzie na wieczór (czyli już po zamknięciu notowań na europejskich parkietach) zaplanowano najważniejszy w ostatnim czasie szczyt w sprawie Grecji. Przez ostatnie dni wszyscy europejscy decydenci zapewniali, że będzie on kluczowy, jeśli chodzi o rozwiązanie kryzysu w eurolandzie. Tak też było jeszcze dziś przed południem. To m.in. przez to rynki nadal wykazywały optymizm, kontynuując zwyżkę z ostatnich dni i łudząc się, że być może już dziś wieczorem będzie znana strategia wychodzenia z kryzysu.
Wystarczyło jednak kilka godzin, by okazało się, że osiągnięcie jakiegokolwiek kompromisu jest niebywale trudne i szczegółowe rozwiązania mające uzdrowić strefę euro mogą być znane nie dzisiaj, ale dopiero za kilka dni lub kilkanaście dni – po kolejnych spotkaniach unijnych ministrów finansów. Pojawiły się też doniesienia, że wciąż brakuje kompromisu w rozmach z bankami i innymi wierzycielami Grecji na temat tego, jaką część greckiego długu będą musieli oni spisać na straty.
Zdeprymowało to inwestorów, którzy przeczuwając kolejne tygodnie niepewności postanowili wykorzystać okazję i zrealizować część ostatnich zysków. W efekcie europejskie indeksy, które w środku sesji rosły już po ponad 1 proc., zanurkowały i kończy sesję stratami kilku dziesiątych procent (najwięcej, niemal 1 proc., traciła giełda we Frankfurcie).
W trakcie notowań giełdom w Europie pomogły też dość korzystne dane zza oceanu – wzrost sprzedaży domów na rynku pierwotnym oraz znacznie większy od oczekiwań wzrost (pomijając środki transportu) zamówień na dobra trwałego użytku.
Dane te na początku sprzyjały także notowaniom za Atlantykiem. Jednak oddalająca się wizja uzyskania już dziś strategii wyjścia z kłopotów w eurolandzie z czasem wpłynęła również na inwestorów amerykańskich, co sprawiło, że po nieco ponad dwóch godzinach notowań tamtejsze giełdy znajdowały się minimalnie pod kreską.