To najlepszy dowód na to, że średnioterminowo dominuje niekorzystna tendencja. W jej ramach można się zastanawiać nad dynamiką i skalą ruchu zniżkowego. W pierwszym względzie można oczekiwać utrzymania się znacznej siły ruchu, bardziej zbliżonej do przebiegu zdarzeń w sierpniu niż we wrześniu. Co do zakresu zniżki można zaryzykować twierdzenie, że jesteśmy w połowie ruchu. WIG w obecnej fali zniżkowej może spaść do ok. 32,5 tys. pkt.
Krótkoterminowo natomiast warszawski rynek znalazł się przy wsparciu, które związane jest z wrześniowym dołkiem. Zbliżanie się do niego wyraźnie osłabia skłonność do pozbywania się akcji, o czym świadczą ograniczone obroty na dwóch ostatnich sesjach.
Z odbić od wsparcia przy takich uwarunkowaniach trudno jednak wyciągać pozytywne wnioski na dłuższy czas. Raczej można to traktować jako ruch powrotny do linii biegnącej po dołkach z drugiej połowy września i początków października. W wypadku naszego parkietu jest ona bardzo łagodnie nachylona, na rynku niemieckim nieco bardziej stroma. Dopóki nie dojdzie do wyjścia ponad takie proste poziomy oporu, trzeba się liczyć z tym, że większego odbicia przed atakiem na tegoroczne dołki nie będzie.
Takie oczekiwanie jest tym bardziej uzasadnione, że nie ulega już żadnej wątpliwości, iż nie tylko cała strefa euro, ale i Unia Europejska są zainfekowane kryzysem zadłużeniowym. Z krajów peryferyjnych epidemia rozlała się zarówno na największe gospodarki, jak francuska i niemiecka, jak i na państwa niezaangażowane w finansowanie Grecji, Hiszpanii czy Portugalii, na przykład z naszego regionu.
Potwierdzeniem takiej niekorzystnej diagnozy było fiasko aukcji niemieckich obligacji czy cięcie ratingu Węgier. Równocześnie nie ma wątpliwości, że kłopoty gospodarcze mają niestety coraz bardziej globalny charakter, o czym świadczą trudności chińskiej gospodarki z podtrzymaniem koniunktury lub czarne chmury zbierające się nad rynkiem nieruchomości.