Przez ostatnie tygodnie inwestorzy zachowywali się tak, jakby zamknęli rozdział pod tytułem „Znaczne spowolnienie globalnej gospodarki w II kwartale", i zastanawiali się, jaka będzie druga połowa tego roku.
Pomimo nieustannego napływu wiadomości potwierdzających pogłębianie niekorzystnych tendencji gospodarczych rynki akcji trzymały się mocno. Przyczyniało się do tego utrzymujące się przekonanie, że osłabienie koniunktury nie wpłynie znacząco na kondycję przedsiębiorstw, a jednocześnie banki centralne podejmą kolejne kroki, by zaradzić obecnym problemom. Starcie nadziei z faktami zatem trwa.
Widząc, że kryzys na Starym Kontynencie jest wciąż daleki od ostatecznego zażegnania (samo zbicie rentowności obligacji państw peryferyjnych nie rozwiązuje wszystkich problemów) i widząc ograniczoną skuteczność gospodarczą drukowania pieniędzy (raczej chroni przed nasileniem kłopotów, niż prowadzi do uzdrawiania sytuacji), trudno udowadniać średnioterminową atrakcyjność akcji. Można o niej mówić w perspektywie długoterminowej (choć pewnie po niższych cenach niż obecnie w przyszłości będzie też można zająć pozycję), ewentualnie szukać swoich szans w krótkoterminowych ruchach. W tym ostatnim przypadku trzeba jednak raczej skupiać się na kontraktach terminowych, bo rynek kasowy większym graczom nie daje wielkiego pola do działania. Równocześnie w każdym z tych horyzontów inwestycyjnych mają szanse nadal sprawdzać się zasady, by kupować po zniżkach, a nie po ruchu w górę, by skupiać się na spółkach defensywnych, a nie cyklicznych, szukać szans wśród największych, a nie małych firm.
W średniookresowym, trzymiesięcznym podejściu z największym przekonaniem można polecać selekcję, a nie zmiany w alokacji. Selekcję zarówno sektorową, jak i jeszcze bardziej geograficzną.