Z punktu widzenia analizy technicznej pytanie to można też sformułować w taki sposób: czy byki zdołają zmobilizować się do ataku na wiosenne szczyty, które w sierpniu zahamowały zwyżkę, czy jednak trwający od czerwca trend zwyżkowy ulegnie odwróceniu?

Zwłaszcza patrząc na wykres amerykańskiego S&P 500, który przecież jeszcze niedawno pukał znów do bram hossy trwającej od 2009 r., można zapewne przyjąć założenie, że skoro trend zwyżkowy ma tak solidną podbudowę, to do jego odwrócenia potrzeba by czegoś więcej niż krótkotrwała przecena. Potrzebna by do tego była jakaś formacja odwrócenia na wzór tej z marca-kwietnia.

Tyle tylko, że do zbudowania takiej formacji potrzeba by przynajmniej jeszcze kilku tygodni. Wydaje się więc, że o wiele łatwiej i szybciej byłoby indeksom pokonać ostatnie szczyty, niż zupełnie zmienić kierunek na spadkowy.

W sferze fundamentalnej pojawia się z kolei pytanie, jak interpretować fakt, że rozwinięte giełdy w ostatnich miesiącach zupełnie ignorowały oznaki spowolnienia globalnej gospodarki? Czy świadczy to o tym, że rynki nagle w którymś momencie przypomną sobie o narastających problemach (co oznaczałoby silną przecenę), gospodarcze zostało dawno zdyskontowane (w końcu giełdy znane są z umiejętności dyskontowania)? Bez wątpienia na razie mnożą się pytania bez jednoznacznej odpowiedzi.