To data odległa w czasie o dokładnie 40 miesięcy, co natychmiast nasuwa skojarzenia ze średnią długością podstawowego cyklu produkcyjno-handlowego w gospodarce, czyli cyklu Kitchina. Cykl ten odpowiada za długofalowe hossy i bessy. Warto zauważyć, że ostatni czerwcowy dołek na GPW wypadł dokładnie  40?miesięcy po dnie poprzedniej bessy z lutego 2009 r. To, i wspomniany wcześniej sygnał wygenerowany przez 80-sesyjną dynamikę WIG sugeruje, że porównania obecnej sytuacji do maja 2009 r. mają jakieś podstawy. Gdyby się trzymać tej analogii, to otrzymalibyśmy prognozę kontynuacji przez kilka dni płaskiej korekty i późniejszego 2-3-tygodniowego skoku cen w górę (ok. +10 proc.?). Dopiero potem nadeszłaby poważniejsza korekta. Warto również zauważyć, że od jakiegoś już czasu relacja WIG do jego – rosnącej – 200-sesyjnej średniej spełnia klasyczną definicję hossy. W poprzednim cyklu ten warunek – indeks ponad rosnącą średnią 200-sesyjną – zaczął być spełniany w lipcu 2009 r.

To brzmi optymistycznie, ale widać też zagrożenia. Po pierwsze, przewaga optymistów nad niedźwiedziami w sondażu krajowego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych osiągnęła bardzo wysoki poziom +43,5 pkt. Wyższa (56,3 pkt) była tylko raz – w połowie marca tego roku. Złożył się na to wzrost liczby optymistów do +58,2 proc. (wyższy był również tylko raz w połowie marca) i spadek liczby pesymistów do 14,7 proc. (niższy był 4-krotnie w lutym i marcu tego roku). Luty i marzec to oczywiście istotny lokalny szczyt cen na GPW.

Straszą również Chiny, gdzie indeksy giełdowe ustanawiały w czwartek ponad 3,5-letnie minima (jeśli ktoś ma akcje KGHM, a chce dostać zawału serca, to może sobie nałożyć kilkuletnie wykresy ceny miedzi i indeksu B-shares giełdy w Shenzhen). W poprzednim cyklu to chińskie rynki pierwsze wyszły z bessy jesienią 2008 r. Tym razem wydaje się, że sytuacja jest dokładnie odwrotna. Osobiście patrzę na rozwój sytuacji z niepokojem, bo oczekuję w 2013 r. regularnej cyklicznej hossy na GPW, a początek „Chinageddonu" uznaję za prawdopodobną przyczynę następnej bessy, która czekałaby nas dopiero w latach 2014–2015. Ewentualne przyspieszenie pęknięcia bańki inwestycyjnej w Chinach byłoby więc dla mnie dużym zaskoczeniem.