Notowania w Warszawie rozpoczęły się od wzrostu WIG20 o 0,25 proc. Myliłby się jednak ten, kto odebrałby tą zwyżkę jako przejaw poprawy nastrojów. Dodatnia zmiana indeksu wynikała w dużej mierze z tego, że wczorajszy końcowy fixing przyniósł znaczący spadek średniej rynkowej. Otwarciem został on nieco urealniony, ale już na rynku terminowym widać, że zmiana jest minimalna.
W południe indeks WIG20 zyskiwał 0,5 proc. i tu można mówić o pewnej fali lepszych nastrojów. Jednak nie jest to fala, która miałaby wskazywać na to, że korekta spadkowa, jaka obowiązuje od początku roku, już się zakończyła. Większość spółek z WIG20 zyskuje względem wczorajszego zamknięcia, ale skala zwyżki jest mała. Zbyt mała, by uznać, że na rynku powrócił bardziej zdeterminowany popyt. Ta korekta spadkowa trwa nadal. Ba, wczorajszym osłabieniem rynek pokazuje, że do sygnału jej zakończenia wcale nie musi być blisko.
Moment zatrzymania, a później zwrotu pozostaje w tej chwili zagadką. Jednak warto pamiętać, że to sam rynek wskaże jego uczestnikom moment, gdy kierunku ruchu będzie się zmieniał. Zgadywanie i szukanie poziomu zatrzymania jest mało sensowne. Kiedyś się uda, ale częściej się nie udaje. Lepiej z tego zrezygnować. O tym, że rynek zaczyna rosnąć decydują przełamane poziomy oporu. Wcześniej to tylko zatrzymanie spadków. Zatem warto na te przełamane opory poczekać. Dla indeksu w tej chwili pierwszym oporem jest okolica 2525 pkt.