Trwające od bez mała siedmiu miesięcy zwyżki cen akcji mają wsparcie w realnej poprawie, nie tylko w „drukowaniu" pieniędzy, choć oczywiście to pomaga. Rozwój sytuacji dość dobrze odpowiada temu, co można sobie wyobrazić jako scenariusz wychodzenia z obecnego kryzysu. W momencie jego największego nasilenia mieliśmy do czynienia ze słabnącą gospodarką z realnym ryzykiem wejścia całej gospodarki światowej w gwałtowną, niekontrolowaną recesję na wzór kryzysu lat 30. Do tego dochodziło zagrożenie wręcz rozpadu strefy euro. To starały się „wycenić" rynki finansowe. Wychodzenie z kryzysu siłą rzeczy musi odbywać się etapami. W pierwszej fazie musi dojść do ograniczenia prawdopodobieństwa np. rozpadu strefy euro, następnie stabilizacji gospodarki i dopiero potem może rozpocząć się wzrost gospodarczy. W 2012 roku w dużej mierze udało się ustabilizować gospodarkę, czego „wycena" była podstawą fundamentalną przynajmniej do części zwyżek.
Obecnie gospodarka europejska jest w fazie dość stabilnej, umiarkowanej recesji ze stopniową poprawą, co dobrze obrazują wskaźniki PMI. To już w jakiejś mierze jest za nami. Teraz aby rynki mogły rosnąć dalej, z punktu widzenie fundamentalnego konieczne będzie stopniowe pojawianie się oznak wzrostu gospodarczego w strefie euro, np. obrazowane wskaźnikami PMI powyżej 50, oraz przynajmniej stabilizacja w krajach peryferyjnych jak Hiszpania i Grecja.
Sam luty zapowiada się ciekawie. Po długim okresie zwyżek rynek ma naturalną tendencję do korekty. Jest ona już dość powszechnie oczekiwana. I właśnie ta powszechność oczekiwań jest najczęściej wysuwanym argumentem „przeciw" przez optymistów. Warto pamiętać, że na stan rynków w lutym nałoży się drugi etap wypracowywania rozwiązań w ramach tzw. klifu fiskalnego w USA połączony z debatą nt. podniesienia limitu zadłużenia. Z kolei w Europie czeka nas kolejna runda negocjacji w sprawie budżetu unijnego.