Globalne rynki akcji mają za sobą udany tydzień. Pomijając sektor nowych technologii, któremu szkodziły słabsze od oczekiwań raporty kwartalne spółek Google i Microsoft. Popyt wspierały bardzo łagodne w wymowie wystąpienie szefa Rezerwy Federalnej w Kongresie i wyniki firm, które w swojej większości biły prognozy zysków, jak i – co ważne – oczekiwaną skalę przychodów. Przysłowiową wisienką na torcie stały się nowe rekordy wszech czasów wykreślone przez DJIA i S&P500, które sygnalizują obowiązywanie trendów wzrostowych i stale pozwalają z optymizmem spoglądać w kolejne dwa kwartały.
Bez wątpienia częścią zeszłotygodniowego wymarszu Wall Street na nowe maksima było wystąpienie szefa Fed w Kongresie, który podkreślił stale obowiązującą doktrynę, iż gospodarka potrzebuje luźnej polityki monetarnej i wielu kwartałów taniego kredytu. Ben Bernanke wprost powiedział, iż w przewidywalnej przyszłości żadnych zmian w cenie kredytu nie będzie a koniec luzowania ilościowego zależy od napływających danych. Dlatego też wyjście kluczowych indeksów nad ważne opory po majowym cofnięciu wywołanym obawami, iż Fed zredukuje QE3 niesie ryzyko, iż każde kolejne dane będą szarpały rynkami i zamiast czytelnych sygnałów kupna na Wall Street zadomowi się wiele szumu technicznego.
Również fakt, iż nowe szczyty zostały wykreślone po łagodnych wypowiedziach szefa Fed wprost wiążą rynkowe nastroje z oczekiwaniami wobec przyszłych działań banku centralnego. Takie skorelowanie jest groźne i zapewne jeszcze zaowocuje nową dawką zmienności. Niemniej dziś rynek ma prawo świętować nowe rekordy i to w kontekście obaw, iż kondycja gospodarki chińskiej robi się coraz gorsza a Europa przypomina o sobie napięciami politycznymi w Portugalii, Grecji i Hiszpanii oraz zbliżającymi się wyborami w najważniejszych kraju strefy euro, jakimi pozostają Niemcy. W praktyce daje to mieszankę, z której trudno będzie zbudować prostą autostradę, po której byki pojadą na północ walczyć z psychologicznymi barierami – innych faktycznie już nie ma.
Mimo tego pola ryzyk rynek ma prawo oczekiwać, iż wykreślone właśnie nowe maksima wszech czasów w USA nie są ostatnim słowem, jakie w tym roku powiedział popyt. Na rynku panuje konsensus, iż druga połowa roku będzie dla gospodarki amerykańskiej lepsza od pierwszej. Również prognozy dla spółek układają się w obraz, który sprzyja dalszemu podnoszeniu cen akcji i w praktyce poszerzenia skali zwyżek z pierwszej połowy roku. Już teraz zwyżka S&P500 o przeszło 18 procent czyni rok 2013 relatywnie mocnym na tle historii a na rynku nie brakuje opinii, iż poprawa perspektyw gospodarczych może uczynić rok 2013 jednym z najlepszych w historii szerokiego indeksu.
W praktyce wszyscy spoglądają już w lata dziewięćdziesiąte XX wieku i szukając analogii nie boją się prognoz mówiących o zwyżkach indeksów przekraczających nawet 25 procent. Jeśli spojrzeć na wartość punktową S&P500 dodanie tych kilku procent do zwyżki od początku roku, która wynosi już 18,6 procent jest do osiągnięcia wzrostem o ledwie 90 punktów. Przy obecnej wartości indeksu to niewiele więcej niż 5 procent, gdy zmienność tygodniowa indeksu wynosi blisko 40 punktów. Inaczej rzecz ujmując naprawdę niewiele potrzeba, by w grudniu 2013 roku rynek witał rok 2014 naprawdę gromkimi toastami przekonany o równie dobrych perspektywach na rok 2014.