Te obawy nie okazują się bezpodstawne. W ciągu pięciu ostatnich miesięcy indeks S&P 500 zalicza już trzecią dość pokaźną korektę spadkową. To oznacza wyraźny wzrost zmienności w porównaniu z sielanką w czasie QE, choć – na szczęście – jeszcze nie koniec hossy (jak dotąd po każdej korekcie S&P 500 wspina się na nowe szczyty). W tle obserwujemy silną huśtawkę emocjonalną. Dobrze obrazuje to comiesięczna ankieta Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych na temat aktualnej struktury portfela jego członków. O ile pomiędzy sierpniem i listopadem ub.r. doszło do mocnego schłodzenia optymizmu (spadek udziału akcji i funduszy akcji w portfelach z 67 do 60 proc., czyli do poziomu wieloletniej średniej), o tyle – jak właśnie podało AAII – w grudniu inwestorzy ponownie tłumnie rzucili się do kupowania akcji (ich udział w portfelach wystrzelił do 68,5 proc. – to poziom najwyższy od około siedmiu lat). Tymczasem zapasy gotówki, które w listopadzie osiągnęły pułap najwyższy od jesieni 2011 r., w grudniu gwałtownie skurczyły się do poziomu najniższego od połowy 2008 r. Grudniowy wystrzał optymizmu tłumaczy, dlaczego w styczniu znów mamy do czynienia z korektą na Wall Street. Być może wszystko to oznacza, że musimy się przyzwyczaić do większej zmienności notowań za oceanem. W takich warunkach każdy wystrzał optymizmu będzie sygnałem do zachowania ostrożności, a mocne schłodzenie może stanowić okazję do zakupów.