W środę wskaźnik największych spółek naszego parkietu zyskał 0,9 proc. Byki poszły za ciosem i czwartek przyniósł dalsze zwyżki.
Właściwie tylko w pierwszych minutach handlu można było mieć wątpliwości, czy kupujący znów będą w stanie zmobilizować się do działania. Niezdecydowanie szybko jednak ustąpiło miejsca decyzjom o kupnie akcji. WIG20 z każdą godziną handlu zyskiwał coraz mocniej. Jakby tego było mało, to, co działo się na naszym rynku, stało w sprzeczności z zachowaniem innych europejskich parkietów. Tam korekta trwa w najlepsze. DAX tracił w ciągu dnia blisko 2 proc., podobnie jak francuski CAC40.
Naszym inwestorom to jednak nie przeszkadzało. Wrażenia nie zrobiły na nich także słabsze dane z amerykańskiej gospodarki ani to, że przyczyniły się one do spadków na Wall Street w pierwszej godzinie tamtejszej sesji. Nasz rynek żył swoim życiem. Ostatecznie WIG20 zyskał na wartości 1,5 proc., co biorąc słabą postawę innych rynków, można uznać za spore osiągnięcie.
Co więc stało za tymi zwyżkami? Pewnie nie będzie zaskakującym stwierdzenie, że po raz kolejny główną rolę odgrywali u nas politycy. Już w środę po południu pojawiły się głosy ze strony rządowej, że jeśli koszty przewalutowania kredytów walutowych będą wyższe niż zyski banków z poprzedniego roku, to jeszcze raz trzeba będzie pochylić się nad projektem ustawy i wypracować nowe rozwiązanie. To właśnie ta informacja była motorem napędowym naszego rynku w środę i czwartek. Najdobitniej świadczy o tym fakt, że to właśnie sektor bankowy był jednym z najsilniejszych na rynku. Czy paliwa do wzrostu wystarczy jeszcze na piątek?
Inna sprawa, że podczas ostatniej sesji tygodnia uwaga inwestorów może skupić się na publikacjach makroekonomicznych. W kalendarzu mamy bowiem odczyt PKB w Stanach Zjednoczonych czy też odczyt indeksu zaufania konsumentów uniwersytetu Michigan.