W takich, mało sprzyjających warunkach ani popyt, ani podaż nie zdołały przejąć inicjatywy. W rezultacie, główne indeksy w Niemczech (DAX), Francji (CAC-40) czy Wielkiej Brytanii (FTSE-100) oscylowały wokół wtorkowych zamknięć sesji.
Europejski marazm udzielił się również giełdzie warszawskiej. Od samego rana niedźwiedzie utrzymywały skromną przewagę i nie oddały jej do samego końca. Na finiszu wskaźnik WIG20 tracił symboliczne 0,1 proc., do 1962 pkt. Post factum można zaryzykować stwierdzenie, że środowa sesja nie wniosła nic do obrazu rynku – z technicznego punktu widzenia sytuacja WIG20 pozostaje nierozstrzygnięta. Ostatnie sesje to klasyczna konsolidacja w rejonie 1900–2000 pkt. Technika podpowiada, że dopiero wybicie dołem z tego wąskiego zakresu wahań można będzie potraktować jako sygnał spadków. Analogicznie, ewentualne wybicie górą ponad 2000 pkt można rozpatrywać jako sygnał kupna. Pozostaje mieć nadzieję, że końcówka miesiąca przyniesie przełom, najlepiej pozytywny. W końcu kwiecień to – po grudniu i styczniu – statystycznie najlepszy okres do inwestowania w całym roku. Niestety, tym razem historyczna „prawidłowość" płata nam figla – w skali miesiąca WIG20 stracił bowiem 2 proc. Kontynuując wątek statystyk, na uwagę zasługuje jeszcze jedna z nich, dotycząca szerokiego WIG: w środę – oraz w całym kwietniu – utrzymuje się przewaga spółek notujących roczne maksima względem podmiotów ustanawiających roczne dołki. Pod tym względem środowy bilans (20 do 1) wygląda imponująco. W gronie spółek, które w ciągu dnia zanotowały 12-miesięczny szczyt, znalazły się m.in. Astarta, Groclin, Kęty, Robyg, Uniwheels oraz Benefit Systems. Historyczne maksima notowań poprawił AmRest Holdings, który pochwalił się przejęciem sieci kawiarni Starbucks w Niemczech.