CDM Pekao. Analiza techniczna WIG20

Sytuacja techniczna indeksu WIG20 nie jest jednoznaczna, z jednej strony wczorajsza sesja potwierdzała przełamanie krótkoterminowej linii trendu spadkowego wyznaczonej od blisko dwuletniego maksimum ustanowionego 9 maja br. na poziomie 2 413,53 pkt. w cenach zamknięcia. Z drugiej strony wczorajsze maksimum na poziomie 2 345,05 pkt. wypadło jedynie nieznacznie powyżej szczytu poniedziałkowego i na poziomie maksimów z 9 czerwca i 26 maja br. co sugeruje obawy strony popytowej. Strefa oporów pomiędzy 2 324 a 2 379 pkt. uformowana po 9 maja będzie najprawdopodobniej wymagała silnych impulsów popytowych, bez których największe szanse ma krótkoterminowy trend boczny w 2 290 – 2 365 pkt. Większość podstawowych wskaźników technicznych (RSI, ROC, MACD, Stochastic) nie daje obecnie na danych dziennych WIG20 jasnych wskazań i realizacja krótkoterminowego scenariusza wzrostowego, jak i spadkowego wydaje się być jednakowo prawdopodobna.

Adrian Górniak, DM BDM

Wczorajszą sesję można zaliczyć do udanych w wykonaniu GPW, bowiem główne indeksy znalazły się na plusach (blue chipy zyskały 0,3%, zamykając się w okolicy 2345 pkt.). Porównując to do rezultatów większych europejskich giełd (DAX spadł o 0,8%, podobnie jak FTSE), czy amerykańskich indeksów (Nasdaq zamknął się ze stratą 1,6%, S&P500 obniżył się o 0,8%; tak słaby dzień można tłumaczyć opóźnianiem procedowania nad kolejnymi reformami prezydenta Trumpa oraz obniżeniem prognoz dla amerykańskiej gospodarki przez MFW), wynik warszawskiego parkietu należy uznać za szczególnie udany. Na rynku walutowym cały czas rośnie para EUR/USD, z kolei wśród surowców zyskują ceny ropy (+0,7%). Kalendarz makro nie będzie dziś zbyt interesujący, a inwestorów mogą mocniej „pobudzić" popołudniowe wystąpienia szefów banków centralnych (ECB, BoE i BoJ). Kontrakty terminowe pozostają niemal bez zmian. Z technicznego punktu widzenia utrzymuje się status quo, bowiem w przypadku WIG20 ciągle znajdujemy się w trendzie bocznym. Jeśli byki myślą o silniejszej ofensywie, to muszą sforsować poziomy 2350-2400 pkt.

Remigiusz Lemke, DM mBank

Wczorajszy handel na rynku terminowym rozpoczął się 5 punktów poniżej kursu odniesienia. Przez kolejne kilka kwadransów sprzedający podejmowali próby dalszego zdołowania notowań, jednak starania podaży nie przyniosły zakładanych rezultatów. Ostatecznie w okolicach południa kontrolę na warszawskim parkiecie przejęli kupujący, a kurs FW20 skierował się na północ. Aprecjacja podobnie jak przedwczoraj wyhamowała swoje tempo w okolicy górnego ograniczenia konsolidacji w kształcie kanału spadkowego. Stosunkowo długi cień ostatniej godzinowej świecy sprawia, że na wykresie pojawiła się dywergencja pomiędzy ceną a wskazaniami RSI. Również histogram MACD sugeruje rosnącą presję podażową, co przy niesprzyjającym otoczeniu zewnętrznym, może generować negatywne implikacje. Zarówno S&P500 jak i Nasdaq Composite zanotowały słabszą sesję, pierwszy z wymienionych indeksów przecenił się o -0,81%, drugi zaś o -1,6%. Co prawda wsparcia w obu przypadkach nie zostały naruszone, jednak jeżeli tempo deprecjacji zostanie utrzymane w kolejnych dniach, to jest to tylko kwestią czasu, kiedy pojawią się lokalne sygnały sprzedaży.

Piotr Kuczyński, DI Xelion

Wall Street po bardzo niepewnym zakończeniu sesji w poniedziałek miała we wtorek drugą szansę na przeprowadzenie windows dressing na koniec kwartału. To, że przed sesją w USA giełdy europejskie emanowały słabością niespecjalnie mogło zaszkodzić amerykańskim bykom, ale okazało się, że znalazły się inne powody (preteksty). Niespecjalnie wpłynąć mogło na nastroje to, że w USA opublikowane zostały dwa raporty makro. Raport S&P/Case-Shiller o cenach domów w kwietniu miał zerowe znaczenie, ale odnotujmy, że ceny wzrosły o 5,7% r/r (oczekiwano wzrostu o 5,9%). Czerwcowy indeks zaufania konsumentów podawany przez Conference Board wyniósł 118,9 pkt. (oczekiwano spadku ze 117,9 na 116 pkt.). Indeks jest bardzo ważny, ale jest na tak wysokim poziomie, że wzrost nie miał istotnego wpływu na zachowanie rynków. Nawet kurs dolara nie zareagował. Wall Street rozpoczęła dzień od niewielkiego spadku indeksów, które szybko wróciły do poziomu neutralnego. W połowie sesji załamały się pod wpływem spadków cen akcji z indeksu NASDAQ. Od tego momentu każdy kontratak byków kończył się ich porażką, ale oczywiste było, że i tak zadecyduje rozgrywka w ostatniej godzinie sesji. Powodów (pretekstów) do złamania można znaleźć kilka. Mówiono, że cyberatak, który rozpoczął się na Ukrainie, ale coraz szybciej się rozprzestrzeniał, jest takim katalizatorem. Mówiono też, że to olbrzymia grzywna (2,7 mld USD) dla Google wymierzona przez Unię Europejską zaszkodziła akcjom na NASDAQ. Wymyślono, że przełożenie głosowania na temat ochrony zdrowia w Senacie zaszkodziło akcjom. Twierdzono też, że to Stanley Fischer, wiceprzewodniczący Fed, mówiąc o drogich akcjach dostarczył paliwa niedźwiedziom (stwierdził, że wskaźnik C/Z w grupie 20. procent najwyższych historycznie wskaźników). W końcu część winy złożono na Janet Yellen, Szefowa Fed na Forum Bankowości Centralnej ECB mówiła dość dziwne rzeczy. Twierdziła, że system bankowy jest silny, gospodarka mocna i że podczas naszego życia (sic!!!) nie będzie kryzysu bankowego (widać mówi o osobach, które będą bardzo krótko żyć). To co mówiła sygnalizowało, że Fed nadal będzie podnosił stopy, co powinno było umocnić dolara, a tymczasem on szybko tracił. Akcjom Yellen mogła zarówno zaszkodzić (stopy) jak i pomóc (różowy pogląd na sytuację). Nie dziwiło więc to, że po spadku NASDAQ o dobrze ponad jeden procent i S&P 500 o blisko 0,7% indeksy na 90 minut przed końcem sesji ruszyły na północ. Przecież zasada „kupuj spadki" jeszcze nie umarła. Tym razem jednak obóz niedźwiedzi był dużo silniejszy. Atak popytu się nie powiódł – indeks S&P 500 stracił 0,81%, a NASDAQ 1,61%. Co prawda sygnału sprzedaży nie ma, ale taki zwrot na NASDAQ rodzi zagrożenie powstaniem formacji podwójnego szczytu. We wtorek w Polsce WIG20 od początku sesji kręcił się wokół poziomu neutralnego niespecjalnie kierując się słabymi nastrojami panującymi na innych giełdach. Dopiero reakcja indeksów giełdowych w strefie euro na wypowiedzi szefa ECB na chwilę obniżyła indeks, ale jak tylko tamte indeksy zaczęły odrabiać straty to WIG20 zabarwił się na zielono. Końcówka sesji pokazywała wyraźnie, że GPW jest w przeciwfazie. Na innych giełdach indeksy spadały, a u nas WIG20 systematycznie rósł. Gdyby nie fixing, który zdjął 10 punktów to indeks zyskałby około 0,7%. Przez fixing zyskał jedynie 0,31% i umocnił wstępny sygnał kupna. MWIG40 zyskał 0,55% i wybił się z kanału trendu bocznego też podtrzymując sygnał kupna. Tylko nadal nie wiemy, czy to nie jest tylko kończący kwartał windows dressing. Dzisiaj sprawdzimy, jaka jest naprawdę siła naszego rynku. Początek sesji powinien być raczej słaby, ale jeśli po pierwsze popyt naprawdę chce prowadzić indeksy dalej na północ, a po drugie byki liczą na to, że jak zwykle przecena w USA była tylko chwilowa, to rynek powinien trwać w zawieszeniu w okolicach poziomu neutralnego, a o docelowym kierunku zadecyduje początek sesji w USA.