Wydarzenia ostatnich dni na światowych rynkach nie napawają optymizmem. Kolor czerwony zdominował notowania, a co gorsze spadki jakich doświadczyły rynki, były naprawdę głębokie. Co prawda po wielkiej poniedziałkowej przecenie na Wall Street i późniejszych mocnych wtorkowych spadkach w Europie, w tym także na GPW wydawało się, że sytuacja się ustabilizowała. Nic bardziej mylnego.
Czwartek na amerykańskiej giełdzie przyniósł kolejną gwałtowną przecenę. Dość powiedzieć, że indeks Dow Jones Industrial stracił ponad 1000 pkt czyli 4,15 proc. To wynik tylko niewiele lepszy od tego co oglądaliśmy w poniedziałek, kiedy wskaźnik ten spadł 4,6 proc. Z kolei S&P 500 stracił 3,75 proc. i jest poniżej poziomu 2600 pkt.
Dodając do tego słabe zachowanie indeksów w Azji (Nikkei spadł 2,3 proc., Hang Seng tuż przed zamknięciem tracił 3,5 proc., a SSE Composite 4 proc.) początek europejskiej części notowań skazany był więc na porażkę.
Po raz kolejny, pogorszenie nastrojów na światowych rynkach odbija się na notowaniach w Warszawie. WIG20 zaczął dzień od spadków. W pierwszych minutach handlu tracił 0,8 proc. Biorąc jednak pod uwagę wczorajszą skalę przeceny na Wall Street i tak nie jest to jeszcze najgorszy wynik. Paniki, przynajmniej na razie, nie widać także na innych europejskich rynkach. Francuski CAC40 wystartował 0,3 proc. pod kreską., podobnie jak wskaźnik FTSE100, a DAX nawet rozpoczął notowania symbolicznym wzrostem.
Kalendarz makroekonomiczny zawiera dziś m.in. publikacje z Wielkiej Brytanii czy też Stanów Zjednoczonych. Wygląda jednak na to, że teraz na rynkach więcej jest emocji aniżeli racjonalnego inwestowania. Dopóki te emocje nie zostaną opanowane trzeba liczyć się z podwyższoną zmiennością.