To nie był łatwy tydzień na warszawskim parkiecie. Raz po raz indeks blue chips nurkował poniżej okrągłego poziomu 2400 pkt, co wprowadzało uzasadnioną nerwówkę wśród inwestorów. Nic dziwnego. Na podobnym poziomie indeks największej dwudziestki znajdował się w pierwszej połowie grudnia zeszłego roku. Zatem ewentualne przebicie od góry stwarzałoby zagrożenie kolejnego mocnego ruchu w kierunku południowym, zapewne w okolice 2300 pkt. Choć ten scenariusz wciąż jest możliwy, to jednak sesja czwartkowa wniosła nieco optymizmu na warszawski parkiet. Wówczas po kilku ciężkich godzinach WIG20 zdołał wyjść nad kreskę. W handel zaangażował się też wyraźnie większy kapitał niż w poprzednich dniach. W efekcie powstała solidna biała świeca z dość dużym dolnym cieniem. W piątek ten ruch był kontynuowany, ale tylko na początku – otwarcie było rzeczywiście mocne. Wraz z kolejnymi godzinami WIG20 zniżkował w kierunku zamknięcia z czwartku, a ostatecznie zakończył dzień na pułapie 2406, czyli spadł o 0,19 proc.
Kolejny dzień z rzędu największym ciężarem dla indeksu blue chips był Eurocash, którego akcje potaniały o 3,5 proc. Od początku roku strata sięga już prawie 11 proc. Ostatni raz walory hurtownika tak tanie były pod koniec 2011 r. Piątkowy spadek WIG20 wynikał jednak głównie ze słabości sektora bankowego, który był mocny dzień wcześniej. Mocno tracił m.in. kurs mBanku, który był w czwartek jednym z liderów zwyżek. Najmocniejsze z kolei było CCC. Na wykresie tygodniowym WIG20 sytuacja jest wciąż niewyjaśniona, co widać po powstałej świecy doji. Jednak duży dolny cień świadczy na korzyść popytu.
Lepiej od dużych spółek poradziły sobie małe i średnie, jednak zaliczyły tylko delikatny wzrost. W gronie średniaków kolejny fatalny dzień mieli szczególnie akcjonariusze LW Bogdanki.