WIG20 spadł o 2,4 proc., do 2364 pkt, a więc znalazł się najniżej od sierpnia ubiegłego roku. Spadkom towarzyszyły całkiem wysokie obroty, które jeszcze przed fixingiem sięgnęły 920 mln zł. Na wykresie indeksu blue chips pojawiła się długa spadkowa świeca, zwana czarnym marubozu. Zgodnie z japońskim podręcznikiem do analizy technicznej jest to zapowiedź pogłębienia spadku. Zwłaszcza że świeca ta sforsowała ważne wsparcie 2370 pkt, wyznaczone przez ostatni dołek w układzie hossy. Skoro sekwencja coraz wyższych minimów została przerwana, to mamy na wykresie klasyczny sygnał zmiany trendu. Trudno jednak tylko na tej podstawie zwiastować początek bessy. W końcu od szczytu WIG20 stracił dopiero 11 proc., więc do granicy bessy jeszcze daleko. Po drugie cały ten spadek odbywa się w otoczeniu dobrych danych gospodarczych i wciąż całkiem dobrej koniunktury na globalnych rynkach akcji. Trudno sobie wyobrazić, by w takiej atmosferze nasz rynek uparcie szedł pod prąd. Sytuacja techniczna uległa wyraźnemu pogorszeniu i niedźwiedzie mają otwartą drogę do pogłębienia przeceny. Cały czas pozostajemy jednak w układzie korekty – z tym że stopniowo rośnie ryzyko, że zmieni się ona w trwały trend spadkowy albo rynkowy marazm w postaci szerokiej konsolidacji.

Aby jednak nie popadać w przesadny pesymizm, warto odnotować kilka pozytywów. Po pierwsze, mimo ponad 1-proc. spadku mWIG40 cały czas broni lokalnego wsparcia w okolicy 4700 pkt. Po drugie, siedem spółek wyznaczyło we wtorek co najmniej roczne maksima notowań. Mowa o firmach: Dekpol, Eurotel, Dębica, PCC Rokita, Skarbiec, Baltona i Krezus. Co więcej, oprócz tej ostatniej, pozostała szóstka finiszowała na plusie. Statystyki rynkowe pokazały, że nad kreską zakończyło dzień 30 proc. Największe zwyżki odnotowała firma Larq. Kurs jej akcji wzrósł o 6,6 proc., do 17 zł. ¶