W poniedziałek warszawski parkiet był nieczynny, ale na zagranicznych rynkach sporo się działo. Indeksy S&P500 i Nasdaq Composite spadły o odpowiednio 2 proc. i 2,8 proc., a DAX o 1,8 proc. Ponadto wyraźnie osłabiła się wspólna waluta – kurs euro spadał w porywach do 1,1215 USD, co jest najniższym poziomem od czerwca 2017 r. Po takim zachowaniu rynków globalnych, zasadnym było oczekiwanie spadkowego otwarcia na GPW. Nasz rynek nie poddał się jednak słabym nastrojom i zaraz po starcie handlu wyszedł na plus. Pomogły w tym informacje z Wysp Brytyjskich. Minister w kancelarii brytyjskiej premier - David Lidington, powiedział, że możliwe jest zawarcie porozumienia w sprawie warunków Brexitu w najbliższych 24-48 godzinach. Ponadto pojawiły się pogłoski rozmowach na linii USA-Chiny, które mają stanowić wstęp do szczytu G20. To wystarczyło by indeks rynków wschodzących skorygował ostatni spadek i pociągnął za sobą nasz rynek.
Paliwa do zwyżek nie wystarczyło jednak na długo. Od 10.00 WIG20 zaczął spadać i utrzymał ten kierunek do końca wtorkowej sesji. Ostatecznie indeks dużych spółek spadł o 0,6 proc. do 2217 pkt. Była to trzecia spadkowa sesja z rzędu w wykonaniu WIG20, a jej skala sugeruje, że jest to korekta wzrostowego impulsu z przełomu października i listopada. W środę kluczowym poziomem będzie 2200 pkt. Jego przełamanie może sprawić, że przestaniemy mówić o korekcie, a zaczniemy myśleć o powrocie do trendu spadkowego. Jeśli chodzi o spółki, to w gronie blue chips ponad 4-proc. wzrost notowały po południu Santander, KGHM i PGE. Na wyraźnym minusie były natomiast Alior, Eurocash i CCC. Co warte uwagi – żadna spółka nie wyznaczyła we wtorek nowego, co najmniej rocznego maksimum notowań, a analogiczne minimum wyznaczyło aż 25 firm (w tym m. in. Forte, LPP i Wittchen). Pod koniec handlu 50 proc. spółek było na minusie, a 27 proc. na plusie. Wartość obrotów jeszcze przed fixingiem sięgnęła 780 mln zł, co jak na ostatnie standardy nie jest złym wynikiem. Szkoda tylko, że towarzyszył spadkowej sesji.