Indeks S&P 500 zachowywał się wyraźnie mocniej niż reszta świata, umacniał się dolar. U podstaw tego „amerykocentryzmu" leżała kombinacja różnych czynników. Przynajmniej część z nich zaczyna jednak słabnąć lub wygasać. Od przyszłego roku wygaśnie jednorazowy wpływ cięć podatkowych w USA na skokowy wzrost zysków spółek (pozostanie natomiast ogromny deficyt budżetowy). Z kolei Rezerwa Federalna zaczęła łagodzić jastrzębi do tej pory ton, który wspierał dolara. Jednocześnie według globalnego sondażu BAML zarządzający funduszami, którzy w ciągu roku zapałali gorącym uczuciem do amerykańskich walorów, są już wyraźnie w nich przeważeni, podczas gdy inne rynki (zwłaszcza wschodzące) mają niedoważone.
Efekty tych zjawisk już teraz zaczynają być widoczne. Powszechnej uwadze raczej umknął fakt, że współczynnik siły relatywnej indeksu rynków wschodzących (emerging markets) względem amerykańskiego S&P 500 dołek osiągnął jeszcze na początku października. I od tej pory to emerging markets dla odmiany okazują się silniejsze. W ostatnich dniach ta tendencja, choć niejednostajna, nabrała jeszcze mocy. Przypomnijmy, że rynki wschodzące dawały pokaz siły przez większość ubiegłego roku. Można się zastanawiać, czy w nadchodzącym 2019 r. znów nie pokażą się z lepszej strony.