Z jednej strony ci analitycy, którzy jako nieliczni trafnie ostrzegali przed ubiegłorocznymi turbulencjami na giełdach, raczej podtrzymują swoje negatywne nastawienie. Zwany „królem obligacji" Jeffrey Gundlach z DoubleLine właśnie postraszył, że rynki akcji mimo odbicia są ciągle strukturalnie w bessie i na przestrzeni tego roku pogłębią dołki z grudnia ub.r.
Wtóruje mu strateg Citi Matt King, który przed ponad rokiem na podstawie swojego modelu trafnie przewidział, że przykręcanie kurka z pieniędzmi przez banki centralne powinno mieć fatalny wpływ na rynki. Po zapowiedziach zakończenia „normalizacji bilansu" przez Fed King co prawda zmienił in plus swoje projekcje, ale dopiero począwszy od połowy tego roku. Jednocześnie sugeruje, że rynki zbytnio się zagalopowały w dyskontowaniu zmiany polityki banków centralnych.
Z drugiej strony analitycy Bank of America pokazują, że tempo tegorocznego odbicia na Wall Street najbardziej przypomina rok 1998 (my pisaliśmy o tym już w lutym), a wtedy nie był to jeszcze koniec hossy, która miała umrzeć dopiero w 2000 r.
My ze swojej strony dokładamy ciekawą obserwację o raczej pozytywnym wydźwięku. Dla poprzedniej bessy (2007–2009) charakterystyczne było to, że stale pogarszała się tzw. szerokość rynku akcji. Wskaźnik Bloomberg Cumulative Advance/Decline był w trendzie spadkowym. Tymczasem w tym roku wspiął się na nowe górki. ¶
Tomasz Hońdo starszy analityk, Quercus TFI