Piotr Neidek, analityk techniczny DM mBanku
Kontynuacja wyprzedaży, drenowanie wsparć oraz wzrost awersji ro ryzyka z pewnością nie pomoże warszawskim bykom w odzyskaniu siły nad Wisłą. Wczoraj WIG20 przełamał poziom 2200 punktów i obecnie na celowniku znajduje się zeszłoroczne minimum. O tym, że październikowe poziomy ściągają do siebie rynek było wiadomo w momencie zbudowania przez WIG20USD oraz MSCI Poland formacji klina. Brak poparcia tegorocznej „hossy" ze strony złotego oraz liczne ostrzeżenia nt. wątłej jakości zwyżki cen polskich akcji, przełożyło się na lokalną panikę wśród graczy z GPW. Dodatkowym podażowym czynnikiem wpływającym na skalę przeceny blue chips była sytuacja na rynku futures, gdzie rozciągające się w czasie konsolidacje akumulowały energię do późniejszego wyprowadzenia wertykalnej fali. Obecnie skala wyprzedania jest już znacząco duża, przez co FW20 jak WIG20 mają prawo zwolnić tempo deprecjacji czy nawet pojawi się korekta wzrostowa, jednakże miejsca do spadków wciąż jest sporo. Na uwagę zasługuje fakt, iż w drugiej i trzeciej linii GPW widać zanik popytu a łatwość, z jaką zapadają się rynkowe wyceny małych i średnich spółek sprawia, iż wracają obawy ponowienia spadkowej fali jak ta z 2018.r. Otoczenie zewnętrzne przestało być aż tak korzystne jak w marcu czy kwietniu, zaś realne obawy zbudowania podwójnego szczytu przez DJIA i S&P500 wnosi nowy element ryzyka do technicznej układanki.
Kamil Cisowski, analityk DI Xelion
Wczorajsza sesja w Polsce i Europie zakończyła się niemal dwuprocentowymi spadkami WIG20, DAX, CAC40, FTSE MiB. Tematem numer jeden pozostają oczywiście wchodzące dziś w życie podwyżki do 25% ceł na chińskie towary, objęte wcześniej stawką 10% (około 40% importu z Chin do USA o wartości 200 mld USD rocznie). Nie poznaliśmy na razie szczegółów dotyczących dalszych ruchów strony amerykańskiej, a konkretnie daty ewentualnego nałożenia karnej stawki także na resztę importu.
W pierwszej fazie sesji amerykańskiej także indeksy za oceanem notowały bardzo silne zniżki, a S&P500 przejściowo spadło poniżej 2850 pkt. Ostatnie godziny handlu przyniosły jednak zdecydowany ruch w górę, który pozwolił na zamknięcie się z relatywnie niewielkimi stratami. S&P500 spadło o 0,3%, a NASDAQ o 0,4%. Pierwsza reakcja na impas w negocjacjach wydaje się być za nami, co potwierdzają duże wzrosty w Azji (z wyjątkiem Nikkei). Shanghai Composite w chwili pisania komentarza zyskuje 2,0%, a Hang Seng 1,1%.
Źródłem optymizmu może być między innymi to, że Chiny do tej pory nie podały szczegółów działań odwetowych, co może sugerować, że będą one symboliczne. W długim terminie niekoniecznie jest to korzystne, bo może prowadzić do niewielkiej skłonności strony amerykańskiej do kompromisu, ale w krótkim zapewne posłuży jako pożywka do tez, że nie stało się nic strasznego. Bardzo istotne jest też doprecyzowanie przez R.Lighthizer'a, że nałożone dziś cła nie obejmą towarów, które już opuściły Chiny, co w praktyce oznacza, że obie strony mają około trzech tygodni na znalezienie porozumienia zanim negatywne efekty amerykańskiego ruchu zaczną być widoczne.
Konflikt handlowy między dwoma mocarstwami spycha w ostatnich dniach na dalszy plan zaognienie w relacjach amerykańsko-irańskich. Władze w Teheranie postawiły Unii Europejskiej ultimatum, w którym albo oczekują zdecydowanych działań, które wesprą Iran w kryzysie ekonomicznym wywołanym przez USA albo grożą zerwaniem umowy z 2015 r. i powrotem do wzbogacania uranu. Wydaje się to naturalny ruch w sytuacji, w której Stany Zjednoczone właśnie wygasiły swoją zgodę na import ropy z Iranu ośmiu głównym importerom, którzy wcześniej ją otrzymali. Wprawdzie europejskie rządy cały czas podtrzymują swoją determinację, by porozumienie utrzymać w mocy, ale w praktyce robią niewiele, by przeciwdziałać amerykańskim sankcjom, które sprawiają, że europejskie firmy wstrzymują kontakty z głównym amerykańskim przeciwnikiem na Bliskim Wschodzie.